Jedną z rzeczy, którą wielu twórców gier się chwali, jest łatwość "wczuwania się" w świat ich produkcji. Wymyślają coraz to nowe sposoby, byśmy zapomnieli na chwilę o realnym świecie i naprawdę przejęli się losami wirtualnego uniwersum. Jedni tworzą dramatyczne fabuły, inni próbują jak najbardziej urealnić grową rzeczywistość, a jeszcze inni skupiają się na drobnych szczegółach. Te ostatnie jednak, w ostateczności, często najlepiej spełniają swoją funkcję.
Ostatnio udało mi się w empikowskiej promocji (chyba jeszcze trwa) zgarnąć "Deus Ex: Bunt Ludzkości" na Xboxa 360 za jakieś pięć dyszek. Wciąż ofoliowane pudełko z grą czekało jednak kilka dni na otwarcie, musiałem bowiem najpierw skończyć ponownie "Gears of War 3". Gdy jednak wreszcie odpaliłem produkcję Eidosu, wkręciłem się w nią niemal natychmiast. Dużo zrobiły tu jednak nie tylko świetne uniwersum, ciekawa fabuła i rozgrywka, ale również delikatne smaczki właśnie. Choćby rozmowy przypadkowych postaci.
W "Deus Ex", sytuacje, w których przechodzimy obok wirtualnych bohaterów i słyszymy ich konwersacje, zdarzają się nad wyraz często. Nie możemy się w nie wtrącić, ale podsłuchać nikt nam nie zabroni. Ja jednak pierwszy raz mocniej zwróciłem na to uwagę przy pierwszym pobycie w bloku mieszkalnym głównego bohatera. Postanowiłem przeszukać dokładnie korytarz przed mieszkaniem i tym samym cofnąłem się pod drzwi jednych z sąsiadów.
Nie widziałem ich, lecz przysłuchiwałem im się z nieukrywaną ciekawością. Rozpoznałem, że są to kobieta i mężczyzna, prawdopodobnie już małżeństwo. Oboje są "ulepszeni", czyli posiadają wczepione biomechaniczne modyfikacje ciała. Okazuje się, że ich kłótnia dotyczy zdrady, której dopuściła się partnerka. Pada kilka ostrych słów, ale w pewnym momencie słychać najważniejsze zdanie rozmowy, brzmiące mniej więcej tak: "Chyba po prostu znów chciałam poczuć, jak to jest być z kimś normalnym, nie mechanicznym".
Poczułem się na chwilę bardziej częścią tego wirtualnego świata. Oto bowiem poznaję problemy postaci, które łączą znane nam aktualnie dylematy z częścią uniwersum. Przypomniała mi się podobna sytuacja z "Mass Effect 3". W jednym miejscu zawsze można tam natknąć się na rozmowę kobiety oraz kogoś w rodzaju urzędniczki. Ta pierwsza nie wie nic o swojej córce, która znajduje się gdzieś w zagrożonych wojną systemach planetarnych. Próbuje za każdym razem dowiedzieć się choćby skrawka informacji. Odchodzi jednak zawsze z niczym. I choć kwestie dialogowe się co jakiś czas powtarzają, to jednak naświetlają one tragizm sytuacji.
Gdy w rzeczywistości przypadkowo usłyszę czyjąś rozmowę, czasem skupiam się na niej i podsłuchuję. Na chwilę staję się częścią świata tych osób i wyobrażam sobie całą sytuację. I choć podobne akcje w grach są przecież wymyślone i z góry zaplanowane, to jednak też mają w sobie coś naturalnego. Podobne rzeczy spotykają nas bowiem również i w realu.
0 komentarze: