Zawsze po przebudzeniu sprawdzam najpierw telefon. Maile, powiadomienia z aplikacji i oczywiście SMSy. Dziś jeden z nich dotyczył ściągnięcia około dwudziestu złotych z mojej karty płatniczej. "Gdzie to hurwa poszło?", pomyślałem. Żadnej aplikacji na AppStore wczoraj nie kupiłem, nigdzie indziej też kasy nie wysyłałem. Po chwili jednak mi się przypomniało - przecież dziś po raz pierwszy automatycznie odnowiła mi się subskrypcja Spotify po darmowym miesiącu testów! Pomyślałem, że to świetny moment na - wreszcie - spisanie moich przemyśleń dotyczących tej jakże ciekawej usługi.
Na sam początek - czym Spotify jest? To szwedzki serwis pozwalający na streamowanie muzyki z odgórnej biblioteki. Innymi tego typu usługami, które możecie kojarzyć, są Deezer i WiMP. Swego czasu testowałem ten pierwszy, lecz nie przypadł mi do gustu. Ot tak, po prostu. Tym samym, nie sądziłem, że moja przygoda ze Spotify potrwa długo. Jak jednak widzicie, myliłem się.
Szwedzka usługa występuje w trzech wariantach. Za darmo otrzymujemy dostęp do wszystkich utworów (tego nie jestem pewien, ale nie znalazłem informacji, jakoby byłoby inaczej), jednak musimy się liczyć z ewentualnymi reklamami i gorszą jakością muzyki. Opcja "Unlimited" kosztuje 9,99 zł/miesiąc i po prostu znosi ograniczenia wersji free. Ja trzymam się z kolei wariantu "Premium". Za 19,99 zł miesięcznie otrzymujemy wszystko to co w "Unlimited", plus możliwość słuchania muzyki na urządzeniach mobilnych i pobierania ich do odsłuchu w trybie offline.
Szczerze mówiąc, najbardziej zależało mi na streamowaniu muzyki na iPhonie. Tę opcję zdecydowanie muszę pochwalić, bo aplikacja potrafi łatwo odtworzyć utwór czasem nawet i bez 3G. Mocny sygnał EDGE w zupełności wystarcza, co rzadko się zdarza przy innych funkcjach sieciowych. Spotify nie zżera również zbyt wiele transferu, to kolejny ważny w tej sytuacji plus. Od czasu, gdy zacząłem używać szwedzkiej usługi, coraz mniej płyt przegrywam z komputera na telefon. Część z nich bowiem znajduje się również w Spotify, a to mi wystarcza.
A jak jest z samą biblioteką muzyczną? Ta jest naprawdę spora. Podobno zawiera już ponad dwadzieścia milionów kawałków. Zdecydowana większość mainstreamowej muzyki jest dostępna, a i dużo mniej popularnych artystów odnajdzie tu swoje miejsce. Dla mnie największym zaskoczeniem było znalezienie "Materiału Producenckiego" Quiza oraz "Materiału Biograficznego" Na Pół Etatu. Łatwo tu też o nowości, choćby nową płytę Strachów na Lachy.
Na komputerze używam Spotify z kolei właściwie tylko i wyłącznie do jednej konkretnej rzeczy - słuchania jazzu. Biblioteka szwedzkiej usługi w tym przypadku mnie zachwyciła i potrafię spędzić kilka godzin z charakterystycznym gatunkiem w tle. Wszystko to zasługa radia tematycznego. Szkoda, że tych jest tak mało, dałoby się stworzyć ich o wiele więcej. Choćby takich na wzór Stereomood. Na szczęście jazz jest.
Komu polecam Spotify? Osobom, które chcą posłuchać za darmo (lub za niewielką opłatą) legalnej muzyki. No i tym, którzy koniecznie chcą mieć scrobblowane wszystko co słuchają na Last.fm. Tak, ta opcja też jest tu dostępna, w przeciwieństwie chociażby do Deezera. Mnie zapewne czeka jeszcze długa przygoda ze Spotify. Przede mną choćby dokładne sprawdzenie dodatkowych aplikacji desktopowowych (są np. newsy ze świata gwiazd, czy... wirtualne randkowanie z osobami o podobnych guście muzycznym) oraz dokładnie przetestowanie słuchania muzyki w trybie offline. Jak na razie płacenia abonamentu nie żałuję i Wam również polecam tę opcję. Wariant "Premium" możecie testować za darmo przez miesiąc.
0 komentarze: