Bardziej pamiętliwi czytelnicy na pewno kojarzą post o zbliżającym się wówczas audiobooku na podstawie komiksów z serii "The Walking Dead". Projekt ten ujrzał już światło dzienne i mam go zamiar zakupić oraz ocenić w najbliższym czasie. Przed tym jednak, postanowiłem zrobić sobie pierwsze poważne podejście do tematu audiobooków. Na swój cel wybrałem "Blade Runner: Czy androidy marzą o elektrycznych owcach" Philipa K. Dicka, o którym napomknąłem już we wspomnianym poście. Jak przeżyłem ten eksperyment?
Zacznijmy od spraw związanych stricte z samą książką, a nie jej wykonaniem audio. Konkretniej - od fabuły. Ta skupia się w szczególności na historii Ricka Deckarda, agenta zajmującego się likwidacją zbiegłych z Marsa androidów, zwanych również andkami. Gdy główny egzekutor cyborgów w jego okolicy zostaje ranny, to właśnie nasz bohater otrzymuje bardzo ważne zadanie zlikwidowania sześciu cyborgów najnowszej generacji Nexus 6. Poza tym, część rozdziałów dotyczy wyłącznie drugiej ważnej postaci - J.R. Isidore'a, specjala, czyli osobę nie do końca sprawną psychicznie, będąca pod wpływem pewnego rodzaju choroby promieniotwórczej. Nazywany jest przez to często "kurzym móżdżkiem". Miło, nieprawdaż?
Akcja powieści umiejscowiona została w roku 2021*, w świecie post-nuklearnym, gdy drastycznie zmniejszyła się ilość ludzi oraz innych stworzeń. To dobry moment do wytłumaczenia drugiej części tytułu książki. Swoistym współczynnikiem bogactwa mieszkańców w opisywanym czasie jest posiadanie zwierzęcia. Nie każdego na to stać, przez co pojawia się biznes stworzeń elektrycznych, które mają zastępować oryginały. Sam Rick Deckard, jak dowiadujemy się na początku książki, posiadał prawdziwą owcę, jednak po jej śmierci zmuszony był do kupna wersji sztucznej.
Tytuł powieści wskazuje również wprost, iż nie jest to jedynie zwyczajne science-fiction z popierdółkowatą fabułą. Ta bowiem, to jedynie przykrywka dla prowadzenia długich przemyśleń filozoficznych. Czy to związanych stricte ze światem przedstawionym (dyskusja o istnieniu empatii, uczuciowości u androidów), czy też tych, mających powiązania również ze współczesnością (kwestie religijne, tutaj ukazane pod postacią merceryzmu). Poza tym, to także ciekawa wizja świata przyszłości, z takimi gadżetami jak swoisty regulator humoru czy klasyczne, latające samochody.
Jak już zapewne się domyślacie, samą treścią książki jestem wręcz zachwycony. To poważne, dojrzałe science-fiction. Jak jest jednak z jej wersją audio? Cóż... rewelacyjnie! Przed posłuchaniem nie sądziłem, że uda mi się w to wkręcić, a jednak z pasją czekałem na każdy kolejny rozdział.
Niewtajemniczonym trzeba już na samym początku powiedzieć, iż nie jest to audiobook prowadzony jedynie przez lektora. Tutaj mamy całą aktorską obsadę! I to zresztą nie byle jaką, bo chyba nie posiada ona ani jednego słabego punktu. Poczynając od genialnego narratora w postaci Roberta Więckiewicza, przez twardego Andrzeja Chyrę jako Ricka Deckarda i jąkającego się Isidore'a, granego przez Łukasza Simlata, po Magdalenę Popławską wraz z jej Rachael Rosen.
No i ta muzyka. Do nagrania kilku podkładów postanowiono bowiem zatrudnić Wojtka Mazolewskiego i jego Pink Freud. Dzięki temu, w tle, wśród gąszczu dialogów i kwestii narratorskich, co jakiś czas gra nam cudowny, "kosmiczny" jazz, rodem z gwiezdnowojennej Kantyny. Są też i dźwięki w wersjach 3D, czyli różne stąpania butami, szmery, czy wystrzały z pistoletów. Zarekomenduję to przez przykład z życia wzięty - raz odwróciłem się na ulicy, bo myślałem, że w moim kierunku jedzie tir. Okazało się to jednak jedynie odgłosem ze słuchawek, z "Blade Runnera" właśnie.
Jedyne co mogę powiedzieć, to byście, podobnie jak ja, zaczęli swoją przygodę z audiobookami właśnie od dźwiękowej adaptacji powieści Dicka. Jeśli udało mi się was namówić, nie zapomnijcie kupić także porządnych słuchawek. To bowiem do takiego słuchania produkcja ta została przystosowana. Ale gdybyście nadal nie byli chętni do sprawdzenia audiobooka, a mimo tego macie ochotę poczytać "Czy androidy marzą o elektrycznych owcach" - ruszajcie śmiało. Nie zawiedziecie się ani na wersji klasycznej, ani na słuchowiskowej. Bardzo, bardzo polecam.
* Jako ciekawostkę wspomnę, iż w pierwotnym wydaniu był to rok 1992, jednak później data ta została zmieniona.
0 komentarze: