"Najwybitniejszy reportażysta świata", "ojciec współczesnego reportażu" – takie hasła padają z ust wielu, gdy pojawia się nazwisko Ryszarda Kapuścińskiego. Nie tylko Polaków, bo za wielkiego twórcę uznawano go również w wielu innych krajach. Obok Stanisława Lema, Kapuściński jest najczęściej tłumaczonym autorem znad Wisły. Za swoją twórczość otrzymywał nagrody w Hiszpanii, Włoszech, Niemczech, Francji, Stanach Zjednoczonych. Niedzielne wydanie brytyjskiego "The Times" ogłosiło jedną z jego najsłynniejszych pozycji, "Cesarza", książką roku 1983. I to właśnie za "Cesarza" dane mi było zabrać się, jako za moją pierwszą książkę Kapuścińskiego.
Jeśli zarzucę hasłem "Hajle
Sellasje", jest spora szansa na to, że coś zaświta Wam w głowach. Choćby z tak
prozaicznego powodu, iż człowiek ten przez rastafarian uznawany jest za kolejne
wcielenie Boga na Ziemi. A że polskie reggae parę lat temu przeżywało
niesamowity boom popularności, mogliście usłyszeć "Hajle Sellasje" w jakimś
przypadkowym kawałku z tego nurtu.
Nas w tym przypadku bardziej
interesuje jednak fakt, iż Hajle Sellasje był ostatnim cesarzem Etiopii. Jego
długoletnia kariera na tym stanowisku zakończyła się w połowie lat 70. XX
wieku, kiedy to zamach stanu doprowadził do kresu monarchii w afrykańskim
państwie. To właśnie o rządach i końcu panowania Hajle Sellasje opowiada
Kapuściński w swoim "Cesarzu".
Robi to jednak w sposób bardzo
nietypowy. Oddaje bowiem głos praktycznie całkowicie ludziom z otoczenia
władcy, jedynie od czasu do czasu dodając własne komentarze. Dzięki temu mamy
okazję zobaczyć punkt widzenia na całą sprawę osób widujących Hajle Sellasje na
co dzień, mających jednak z nim styczność bardzo różnorodną. Są tu bowiem historie
zarówno urzędników, jak i licznych służących cesarza, w tym i tego, którego
jedynym zadaniem było... otwieranie drzwi sali tronowej.
Co wyłania się z tego wszystkiego?
Obraz, którego wcale nie musieliśmy się spodziewać. Kapuściński ukazuje rządy
przypominające średniowieczne monarchie, jeśli nie bardziej drastyczne od wielu
z nich. "Cesarz" staje się istną satyrą na państwo Hajle Sellasje, w którym
ludzie wybaczają mu nawet największe grzechy, akceptują bez dyskusji każdy jego
ruch, nie mogą spoglądać na jego królewską twarz. Nawet ci, którzy się
ostatecznie zbuntowali, podchodzili z szacunkiem do swojego cesarza. A on... cóż,
o tym najlepiej przeczytać już samemu.
"Cesarz" okazuje się być bowiem nie
tyle reportażem, co wręcz czymś w rodzaju oryginalnej powieści. Kapuściński
zachwyca między innymi językiem, pełnym archaicznej stylizacji, która jeszcze bardziej przybliża nas do porównań państwa Sellasje z monarchiami sprzed setek
lat. Widać jednak przez to, że "Cesarz" niewątpliwie nie zawiera czystej
prawdy. Że jest w jakiś sposób ubarwiany, że Kapuściński chciał zrobić z niego
dzieło literackie, a nie kolejny, typowy reportaż.
Czy można mieć mu to za złe? Według
mnie – nie. Kapuściński ukazał sedno rządów etiopskiego cesarza i nawet, jeśli
dokonał modyfikacji w komentarzach swoich rozmówców, w jakiś sposób dodało to
siły oddziaływania jego książce. To krótka publikacja, ale po jej przeczytaniu
rozumie się każde "wybitny!" rzucone w dyskusji o Kapuścińskim. I – jak to
zwykle w takich przypadkach bywa – chce się czym prędzej dorwać do reszty dział
autora. Obym miał na to szansę jak najszybciej.
Lubię, szanuję i polecam. Pan Ryszard otworzył mi kiedyś oczy na świat i rozbudził ciekawość podróżniczą, którą z różnym skutkiem do dziś kultywuję :)
OdpowiedzUsuńA z takiej krótkiej książeczki jak "Autoportret Reportera" zawierającej zbiór wywiadów z Kapuścińskim dowiedziałem się więcej o dziennikarstwie, czy nawet mediach, niż na niektórych przedmiotach na studiach z dziennikarstwa. :)
O, czyli w takim razie muszę się szczególnie temu "Autoportretowi" przyjrzeć. Dzięki za hint! :)
UsuńJeśli mowa o Kapuścinśkim to "Heban", "Podróże z Herodotem" są również godne polecenia. Z autorów podobnych do Kapuścińskiego warto przypatrzyć się Tizianio Terzani
OdpowiedzUsuń"Podróż" i "Heban" mam już dodane do listy must-watchy. Dzięki za polecenie Terzaniego. Szczerze mówiąc - chyba pierwszy raz o nim słyszę.
Usuń