Nie oceniaj dresa po łysej glacy


Tuż po tym, gdy przeżyłem tę sytuację, pomyślałem: "muszę o tym napisać na blogu!". I chociaż od całej akcji minęło już kilka miesięcy, ciągle post na ten temat się nie pojawiał. A teraz, zupełnie przypadkowo, wszystko do mnie nagle wróciło. Pora więc nadrobić blogową lukę.

Wracałem w nocy do mieszkania z drugiego końca Krakowa. Tramwaj zatrzymał się na moim przystanku i wyszedłem z niego dziarskim krokiem. Na drugich pasach zatrzymało mnie czerwone światło. O tej godzinie nikt już tą drogą praktycznie nie jeździ, ale mi się nie spieszyło, więc postanowiłem spokojnie przeczekać te kilkanaście sekund. Do przodu wyskoczył jednak jakiś barczysty koleś, pokazując mi, bym za nim szedł.

Wyglądał trochę jak taki "dres bez dresu". Kraków jest zasadniczo niesamowicie bezpiecznym miastem (chociaż media mówią coś innego #maczety), jeśli tylko trzyma się z dala od kłopotów. Postanowiłem więc nie reagować w jakikolwiek sposób na gestykulację tego dziwnego gościa. Gdy zielone światło się zapaliło, ruszyłem przed siebie. Na drugim końcu przejścia czekał na mnie ten sam mężczyzna.

Zaczął coś do mnie mówić. Nie miałem wyjścia - ściągnąłem słuchawki i jak najbardziej uprzejmie rzuciłem: "Taaak?". Odpowiedziało mi pytanie: 

E, stary. Ty jesteś stąd? Jesteś z Krakowa?

W tym momencie byłem już pewien, że czeka mnie to kultowe pytanie "za kim jesteś? Wisła czy Cracovia?". Zachowując jednak zimną krew, na razie po prostu lekko kiwnąłem. I nagle - JEBS.

Źródło: Flickr.com
Nie, nie dostałem w ryja. Rozpoczęło się za to całkowite wywrócenie mojego myślenia i spotkanie z przypadkiem potwierdzającym kultowe "nie oceniaj książki po okładce".

Facet nie chciał mnie sprać. Miał problem - musiał wrócić do Warszawy. Stamtąd pochodził, a do Grodu Kraka przyjechał na odbywającą się tu wówczas pierwszą polską galę UFC. Pokłócił się z kumplem i został postawiony sam przeciwko nieznanemu miastu. Chciał po prostu, by podpowiedzieć mu, jak ma wrócić do stolicy.

Chciałem mu krótko pokazać: "słuchaj, stary - tam masz przystanek, wsiadasz do tramwaju X, wysiadasz na przystanku Y". Jemu to nie wystarczyło. "Słuchaj, poczekałbyś za mną na ten tramwaj? Bo ja tu nic nie ogarniam". Itepe, itede. Postanowiłem poczekać. Ale facet zdecydował, że przed podróżą skoczy sobie jeszcze po browara.

Z pobliskiego sklepu wyszedł z dwoma puszkami. Jedną dał mnie - odmowy usłyszeć nie chciał. Podobnie było z papierosem. Co chwilę dziękował i mówił, że "kurde, stary, spoko kolo z Ciebie". Zdobyłem szacun warszawskich dzielni - czułem się zwycięzcą życia.

Staliśmy na przystanku i piliśmy browary. Na pożegnanie zbiliśmy pionę. 

Jeszcze kilkanaście minut wcześniej byłem pewien, że skończę uciekając przed jakimś podejrzanym typem. Ostatecznie okazało się, iż facet nie tylko po prostu potrzebował pomocy, ale na dodatek za głupi podróżniczy hint potrafił odpłacić się browarkiem i fajną, luzacką rozmową. 

Pewnie nigdy się już nie spotkamy, ale still - piona, stary!

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Nagłówek postu powstał na podstawie zdjęcia z serwisu Flickr.com

1 komentarz: