Jaką muzykę można robić będąc hip-hopowcem?


Powiecie, że pytanie głupie. Ja powiem, że nie. Bo przecież nie trzeba robić w życiu tylko rapu, nawet jeśli na hip-hopie zbudowaliśmy swoją markę. Pokażę to jednak na dość nietypowym przykładzie. Bo w rzeczywistości głównym celem tego postu jest właśnie opowiedzenie o jednym z moich najciekawszych odkryć muzycznych tego miesiąca.

Jest sobie koreański raper Nuol. Na pewno nie taki popularny jak twórcy tegorocznego virala "It G Ma", ale chyba jednak ktoś go w tej Korei musi znać, skoro na jego twórczość natrafił nawet Polak. Trzy tysiące fanów na Facebooku wrażenia nie robi, ale - jeśli dobrze kojarzę - portal Zuckerberga nie jest tak popularny w Azji jak w zachodnim świecie. Dodatkowo na zdjęciach z koncertów widać całkiem sporo ludzi, a opiekę na Nuolem sprawuje jeden z największych koreańskich wydawców - LOEN Entertainment. Myślę więc, że można porównać naszego dzisiejszego bohatera do takiego średnio znanego polskiego rapera.

Nie będzie tu jednak o dokonaniach Nuola w świecie hip-hopu. Będzie natomiast o jego najnowszym projekcie, który z rapem nie ma zupełnie nic wspólnego. No, chyba że standardowo cofniemy się do przeszłości i do Stanów Zjednoczonych. To w końcu tam "z jednej matki", bo z kultury Afroamerykanów wyrosły takie gatunki jak rap, r'n'b czy soul. Ten ostatni będzie dziś naszym daniem głównym.


"Soul in Nuol" - taka nazwa płyty mówi chyba wszystko. Jak więc sprawdza się takie nietypowe połączenie, pod postacią soulu (choć takiego z domieszką innych gatunków) od rapera, który jest dodatkowo Koreańczykiem? Cóż - zaskakująco dobrze.

Mamy tu do czynienia z mini-albumem, na którym znalazły się wyłącznie cztery piosenki. Można więc powiedzieć: "hej, przecież nie jest trudno zrobić jednolitą płytę z raptem tyloma kawałkami!". Ale i tak w pewnym sensie zaskakuje, jak jednorodna klimatycznie jest ta płyta. Niesamowicie optymistyczna, pozytywna, namawiająca do wstania z fotela i zrobienia sobie tanecznego parkietu w pokoju.


Całość brzmi bardzo retro i to wyłącznie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Każdy kawałek ma klimat niczym szlagier sprzed lat, przez co ja ciągle nie jestem pewien, czy to aby nie są po prostu covery jakichś wielkich hitów, których tytułów nikt nie zna, ale melodię czy refren kojarzy już każdy. Ma się bowiem wrażenie podczas słuchania "Nuol in Soul", że spotkaliśmy się właśnie ze składanką klasyków na długo zapadających w pamięć. Nie pozostaje więc nic innego, jak zapuścić płytę jeszcze raz. I jeszcze raz, i jeszcze raz...

Spytać możecie jeszcze - co z warstwą tekstową? Ano jest azjatycko, czyli... trochę amerykańsko. Tytuły są angielskie, ale to nie znaczy, że całe teksty piosenek takie są. Większość treści na albumie jest po koreańsku, a angielski uświadczymy wyłącznie we fragmentach refrenów. Dla wielu rzecz abstrakcyjna, dla mnie po prostu pokazująca, że Azjaci - bo nie tylko Koreańczycy - ciągle są zakochani w amerykańskiej kulturze. Tu to słychać i w muzyce, i częściowo w tekstach.


Nie jest ta płyta niczym nadzwyczajnym, ale teraz, na mroźniejsze dni, zdecydowanie przyda się, jako ocieplacz atmosfery. Trwa jakieś piętnaście minut, więc wielu osobom będzie idealnie pasować na podróż między mieszkaniem a uczelnią czy pracą. Tylko ostrzegam - można się łatwo od tego mini-albumu uzależnić.

Do przesłuchania choćby na Spotify.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

2 komentarze:

  1. GLO UP DINERO GANG

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba będzie sprawdzić i może dołączy do Jazzmatazz czy rzeczy od Holdcut'a

    OdpowiedzUsuń