Nigdy nie będziemy czarnuchami


Gdy ostatnim razem, w sierpniu, Kendrick Lamar koncertował w Polsce, pod sceną zebrały się naprawdę spore tłumy. Było to w jakiś zabawne, biorąc pod uwagę jak mało osób czekało na jego show na Open’erze dwa lata temu. Hype jednak robi swoje i przyciąga na koncert nawet tych, którzy znają jedynie „biczdontkilmajwajb” i „słimingpuls”. Polacy ściskali się pod sceną, byle tylko uzyskać jak najlepsze miejsce do spoglądania na swego „idola”. Oto fala fanów. Białych fanów.

Jedno różniło ten koncert od tych, które Kendrick daje w Stanach. Gdy raper namawiał ze sceny tłum do wykrzykiwania niektórych fraz czy refrenów, unikał mówienia „nigger”. Moim zdaniem – nie zrobił tego przypadkowo. Kto mógłby bowiem pozwolić sobie na mówienie per „czarnuchu”, jeśli pod sceną (na pierwszy rzut oka) nie ma nikogo o ciemnym odcieniu skóry?


My, biali, a szczególnie ci odcięci od amerykańskiego świata, nigdy nie będziemy „czarnuchami”. Choćby nagle jacyś polscy blokersi zafascynowani hip-hopem zza oceanu zaczęli do siebie mówić per "nigger", byłaby to raczej scena wycięta z absurdalnej komedii niż coś, co można potraktować poważnie. Po prostu – nigdy nie będziemy "czarnuchami".

Powiecie: "głupia rzecz, przejmować się takimi rzeczami na koncercie". Może i tak, choć ja trzymałem się tego, o co między wierszami prosił Kendrick. Gdy z głośników wybrzmiał kawałek "Alright" z ostatniej płyty Lamara, wykrzykiwałem wyłącznie "we gon’ be alright". Bez "nigger" na początku, które bezproblemowo wychodziło z ust wielu innych białych pod sceną. Właśnie nazwali kogoś "czarnuchem".

To trochę tak, jak gdybyś podszedł do przypadkowej osoby i powiedział: „elo, chuju”. Bo zdarza się tak, że bliscy znajomi mówią do siebie w ten sposób i nikt się za to nie obraża. Każdy rozumie kontekst i tkwiące w takich słowach emocje. Ale nie znaczy to, że podejdziesz nagle do obcej osoby i nazwiesz ją "chujem". Bo dla niej absurdalne będzie założenie, iż mówisz to tak naprawdę z... miłością? Braterstwem?


Znam przypadki osób, które zakumplowały się z Afroamerykaninami, pozwalającym im na wzajemne mówienie do siebie "nigger". To już jest zdecydowanie inna sytuacja, przybliżająca nas do tego przyjaznego "chuja". Choć – szczerze mówiąc – sam nie jestem pewien, czy odezwałbym się (mimo pozwolenia) do Afroamerykanina per "nigger". Nie ze strachu, ale zwyczajnie pragnąc zachować wobec niego szacunek.

Bo my, z perspektywy Polski, bierzemy sobie tego "niggera" i wykorzystujemy jak gdyby nigdy nic, jakby to było kolejne fajne, amerykańskie słowo. Kryje się jednak za nim coś o wiele więcej - coś, czego bez choćby lekkiego zagłębienia się w historię czarnych w Stanach nie ogarniemy. Gdy natomiast to zrobimy – może wtedy zrozumiemy, dlaczego z ust białego "nigger" jednak padać nie powinno. I nie ma to żadnego związku z perfidną "polityczną poprawnością".

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Nagłówek postu na podstawie zdjęcia z serwisu Flickr.com

2 komentarze:

  1. Tak idealnie w temacie akcja z Sobotą :D http://pikio.pl/polski-raper-udostepnil-zdjecie-syna-a-jego-fani-spytali-czy-kupil-sobie-malpe/

    No i jak to zwykle bywa przy okazji takich tematów - nie jestem w stanie zrozumieć jakim cudem tak piękne, konserwatywne i chrześcijańskie u swoich podstaw zasady political corectness stały się w Polsce głównym wrogiem wielu środowisk, które same powinny je propagować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z kolei bawi (chociaż trochę przez łzy), że w tej sytuacji innych rasistami nazywają między innymi ci, którzy na każdego przypadkowego Araba krzyczeliby "TY CIAPAKU, SPIEPRZAJ Z POLSKI!!!".

      Usuń