Jak rozsądnie kupować w sieci?


Przed zakupieniem jakiejś książki, zwykle czytam najpierw jej recenzje w sieci. Polscy fani literatury szczególnie upodobali sobie serwis LubimyCzytać.pl, którego użytkownicy często w ilościach wręcz hurtowych dostarczają swoich opinii na temat konkretnych pozycji. I choć sam nie jestem aktywnym userem tej strony, zaglądam na nią bardzo często. 

W przypadku książek niepolskich, sprawdzam również podobne serwisy zagraniczne. Sporo o danej pozycji mówi na przykład jego ocena na Amazonie, a także sama liczba oddanych nań głosów. Amerykańskim odpowiednikiem naszego Lubimy Czytać jest natomiast np. serwis GoodReads, powstały już na przełomie lat 2006/2007. Co ciekawe - GR od pewnego czasu jest własnością Amazonu.

Ja jednak w przypadku takich serwisów mam trochę inne podejście niż - jak mi się wydaje - większość internautów. Gdy bowiem sporo osób skupia się na czytaniu pozytywnych recenzji i wyciąganiu jak największej ilości pozytywów, które mogłyby zachęcić ich do kupienia danej pozycji - ja patrzę najpierw na opinie negatywne. Te mieszające dany tytuł z błotem, te wytykające każdy, nawet najmniejszy błąd, te niewspominające w ogóle o atutach.

Źródło: Flickr.com
Dlaczego? Bo wychodzę z założenia, że większość (a na pewno spora część) recenzji w takich serwisach pisana jest przez ludzi o kiepskim, niewykształconym jeszcze guście. Wiem, brzmi to dziwnie, jakbym robił z siebie nie wiem jakiego eksperta, ale taka jest prawda. Te teksty piszą w dużej mierze dziewczyny zachwycające się kiepskimi romansami i Coelho na równi z Dostojewskim czy Czechowem. To ludzie przyjmujący dosłownie wszystko z równie mocno wywieszonym jęzorem. Nawet, jeśli nie bywa to zawsze gust totalnie kiepski - na pewno jest mu daleko do mojego.

Recenzje negatywne oczywiście także nie zawsze są tworami przemądrych literaturoznawców. Ale z nich da się wyciągnąć więcej. Optymistyczne teksty powiedzą ci jedynie, że książka jest super, bohaterowie są fajni, a wszystko wciąga, że hej ho. Ze sprawdzonymi recenzentami i blogerami się to sprawdza, pewnie. Ale opinia anonimowego człeka z internetu już mnie tak optymistycznie nie nastraja.

Jeśli w dziesięciu negatywnych recenzjach pojawi się opinia, że bohaterowie są kiepsko wykreowani - coś musi być na rzeczy. Jeśli treść taka pojawi się tylko w jednym tekście - prawdopodobnie można to zlać. Chodzi jednak zasadniczo o to, że w odmęcie recenzji negatywnych zdecydowanie łatwiej znaleźć konkrety, zarzuty wyjaśnione i dokładnie zaznaczone.


I to wtedy od nas samych zależy, czy dane wady uznamy za wystarczające. Podam Wam przykład z życia wzięty. Odkryłem swego czasu anglojęzyczną książkę "Saving Darwin: How to Be a Christian and Believe in Evolution" (pisałem o niej TUTAJ). By przekonać się, czy warto ją kupić, zajrzałem najpierw do recenzji negatywnych. Jaki był najczęściej podawany w nich zarzut? Że podtytuł tej pozycji jest mylący, bo tak naprawdę o godzeniu chrześcijaństwa z ewolucjonizmem jest tam bardzo mało, a większość treści w książce to po prostu historia darwinowskiej teorii. Ja - w przeciwieństwie do recenzentów - uznałem to akurat za plus, dlatego z braku innych istotnych minusów, postanowiłem książkę kupić.

Dlatego też zachęcam Was - zaglądajcie do recenzji negatywnych. Ich prawie zawsze jest mniej, ale zwykle naprawdę zawierają więcej konkretów i porządnych argumentów. Gdybyśmy mieli zawsze ufać tłumowi, prawdopodobnie wszyscy skończylibyśmy z "Pięćdziesięcioma twarzami Greya" albo innym literackim pornosem w rękach.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Nagłówek postu powstał na bazie zdjęcia z serwisu Flickr.com

5 komentarzy:

  1. Recenzje na LC to temat-rzeka, ja w sumie ostatecznie wolę te opisy pozytywne. Ludzie niewiele wymagający od książek, mający dość kiepski gust, nie wymagają najczęściej wiele również od swoich opinii - widzi się tam określenia-kalki, popularne w danej chwili przymiotniki, straszliwie euforyczne zawołania, podlane oczywiście sosem opowieści o tym jak dana osoba słyszała wiele dobrego o autorze X. Recenzje negatywne bywają mylące z tego prostego powodu, że ludzie, którym chce się poświęcić kilka-kilkanaście minut na spisanie nieprzyjemnych uwag, wkładają w to nie tylko całe serce, lecz również cały intelekt - piszą ładnie, ogarnięcie, zwracają uwagę na interesujące bardziej wyrafinowanego czytelnika szczegóły... I to jest właśnie cholernie mylące, bo najczęściej piszą podobne teksty hejterzy, wychodzący z założenia, że po popularnych książkach można tylko jechać, taki odpowiednich porcysowych recenzentów muzycznych. Jak ja tym gardzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym porcysem to żeś chłopie dojebał, obrazili Ci jakiegoś idola, dajmy na to Taco Hemingway'a, czy skala ocen to dla Ciebie jedna z cyferek 1 i 10?

      Usuń
    2. E, IMO nieprawda, że porcysowi redzi wszystkie popularne rzeczy krytykują. Dla mnie ich teksty zawsze są jakimś ciekawym punktem odniesienia do tego, co ja sądzę o jakiejś płycie.

      Usuń
    3. @Unknown, nietrafione z Tacosem, sam nie trawię twórczości gościa.
      @Mikołaj, samo krytykowanie dla krytykowania byłoby jeszcze do przełknięcia, bo daje ciekawą perspektywę, ale jest jedna kwestia, której przełknąć się nie da, podsyłałem ci zresztą linka xDDD http://snobizm.info/

      Usuń
  2. Mam to samo,jak coś kupuję na internecie to głównie kieruję się ocenami negatywnymi

    OdpowiedzUsuń