Mężczyźni bez kobiet


Jeszcze nigdy nie miałem tak długiej przerwy od książek Murakamiego. Swego czasu po kolejne z jego publikacji sięgałem regularnie – co dwa, trzy miesiące. Nagle tradycja ta jednak zupełnie wyparowała z mojego literackiego życia. Drogę do Japończyka zagrodziła mi cała masa innych autorów, którzy wymachiwali do mnie swoimi pozycjami. Kiedyś jednak musiało mi się udać przedrzeć przez tą (co by nie mówić – raczej przyjemną) barykadę. Premiera zupełnie nowej publikacji Murakamiego była ku temu idealnym powodem.

Chociaż bardziej cenię sobie powieści niż opowiadania Japończyka, nie mogłem nie skusić się na nową porcję krótkich historii, który wypełzły spod jego pióra. „Mężczyźni bez kobiet” intrygowali już swoim tytułem, zapowiadając tematykę, w jakiej Murakami zdaje się czuć najlepiej. I coś chyba w tym jest, bo – jak mi się wydaje – nowa publikacja Japończyka okazuje się być jego najbardziej równym zbiorem opowiadań.

Siedem historii dostarczonych nam na trochę ponad trzystu stronach zawiera w sobie to, co w Murakamim najlepsze. Tytuł „Mężczyźni bez kobiet”, sugeruje w jakiś sposób, że spotkamy się tu z historiami raczej smutnymi, może wręcz dramatycznymi. O kim? O mężczyznach, w których życiu brakuje jakiejś konkretnej kobiety. Może znikła, może zginęła, może uciekła nam sprzed nosa, a może i nigdy jej nie było. To musimy odkryć sami. I to niekoniecznie zalewając się łzami.


Murakami nie byłby sobą, gdyby jego historie nie były tragediami oblanymi miliardami kolorowych farb. Smutów jest tu ostatecznie sporo mniej niż śmiechu, bowiem nic tak nie podkreśla pisarstwa Japończyka, jak absurd goniący absurd. Tego jest w „Mężczyznach…” natomiast całe zatrzęsienie. Bawią surrealistyczne fragmenty, bawi mówienie o tematach tabu niczym o dłubaniu w nosie, bawią fabularne zagrania nie z tego świata. Nowy zbiór opowiadań Murakamiego to śmiech, przetykany gdzieniegdzie kolejnymi refleksjami. Niby prostymi, standardowymi, ale w tym kolorowym świecie nabierającymi sporej oryginalności.

Należy zaznaczyć również pewien wyjątkowo nietypowy fakt. Po raz pierwszy w historii polskich wydawnictw o Murakamim, tłumaczka jego książek pokusiła się o wstęp do publikacji. Nie bez powodu, oczywiście. Jedno z tutejszych opowiadań opiera się bowiem w dużej mierze na posługiwaniu się przez jednego z bohaterów nietypową gwarą jednego z regionów Japonii. Jako że nie posiada ona jakiegokolwiek odpowiednika w języku polskim, tłumaczka postawiła na… zastąpienie jej gwarą poznańska. Brzmi abstrakcyjnie? Uwierzcie mi – w praniu wypada to jeszcze dziwniej. Gratulacje dla tłumaczki za podjęcie się tego zadania, choć nie jestem do końca przekonany, czy tego typu zabieg nie uczynił opowiadania o wiele bardziej absurdalnym niż jego oryginalna wersja. Historia niesamowicie bawi – zastanawiam się jednak, czy aby nie za bardzo.


„Mężczyźni bez kobiet” to Murakami w pigułce i choć tematyka opowiadań jest w jakiś sposób z góry ustalona, autor tworzy siedem zupełnie różnych, zaskakujących historii. Dla fanów – must-read. Dla tych, którzy jeszcze po Murakamiego nie sięgali – całkiem dobra pozycja do rozpoczęcia takiej przygody. Jest jazz, jest papierosowy dym, jest whisky. Krótko – jest Murakami. W naprawdę dobrym wydaniu.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

0 komentarze: