Bitch Better Have My Złoty Pindziesiont


Wbijam swawolnym krokiem do sklepu. Pewny siebie, jakbym wbijał do swojej starej szkoły. Pić mi się chce - nic więcej. Zgarniam więc z półki małą butelkę wody, a wracając zahaczam jeszcze o rząd ze słodyczami. Niby głodny przed chwilą jeszcze nie byłem, ale na widok jedzenia zawsze mi coś jednak zaczyna lekko poburkiwać w brzuchu. W drugą łapę biorę więc batona i śmigam w stronę kasy.

"Wszystko?". Wszystko. "Polecam super orzeszki ziemne w promocji za 6,99". Nie, dziękuję. "Płaci Pan kartą czy gotówką?". Gotówką. "Będzie trzy złote, pięćdziesiąt osiem groszy". Proszę. "No niech Pan sobie nie żartuje!".

Dałem Szanownej Pani Kasjerce banknot pięćdziesięciozłotowy. Akurat wyciągnięty z bankomatu, bo dobrze mieć w portfelu gotówkę, a czasem ta magicznie z niego znika. Pachnący świeżością, mejdinpoland, 2015. Pani Kasjerka niestety ukontentowana nie jest. Pani Kasjerka jest wkurwiona.

Patrzy na mnie jak na idiotę i wykrzykuje na cały sklep: "NIE MA PAN DROBNIEJ?!". Nie mam. "NO JA NIE WIEM CZY BĘDĘ PANU MIAŁA WYDAĆ!".

Uwierzyłbym w to w sklepie osiedlowym, ale nie w pieprzonym markecie.


Rany, jak mnie to wkurza. "A nie ma Pan dwudziestu groszy?" jeszcze jest spoko - tak już mogę ułatwić pracę Szanownej Kasjerce. Ale jak słyszę to pełne wyrzutów "ŁOOO PANIE, NIE MA PAN DROBNIEJ?!", do którego doklejony jest wzrok Rihanny mówiącej "Bitch Better Have My Money", to mam ochotę wyjść z tego sklepu i trzasnąć drzwiami. Albo okazać się szefem tego magicznego przybytku i wywalać takie babska z pracy za każde takie ujadanie.

Ja jestem cholernie kulturalny w tych wszystkich sklepach. Chcę podejść, ładnie powiedzieć z uśmiechem "dzień dobry", zapłacić, powiedzieć z jeszcze większym uśmiechem "do widzenia" (czasem nawet dorzucając "miłego dnia"!) i wyjść. Ach, no i jeszcze jak jest okazja, to rzucam "niech już Pani tego grosika nie szuka". A taki babsztyl robi mi awanturę, bo jej się nie chce poszukać reszty w kasie! Bo wolałaby dostać do ręki dokładnie wyliczone trzy złote, pięćdziesiąt osiem groszy. Wrzucić te pieniądze do kasy i sprowadzić swoją pracę tylko do tej jednej czynności.


O, albo jeszcze jedna sytuacja - tym razem już nie w sklepie. Wbijam jakiś czas temu do urzędu zgarnąć dokument, pozwalający mi głosować w najbliższych wyborach prezydenckich poza miejscem zameldowania. Dziesiąta rano, nie ma poza mną i kumplem żadnego innego interesanta. Razem grzecznie pukamy do drzwi, otwieramy je i mówimy chórem "dzień dobry". No i wpadliśmy.

Dwa babsztyle patrzą się na nas, jakbyśmy zamordowali im słodkiego kotka. Bo przerwaliśmy im plotkowanie, bo muszą przerwać picie kawki i jedzenie poświątecznego ciasta. Bo dopiero za chwilę powiedzą sobie zakończenie historii, jak to Jacek się upił i zarywał do Genowefy. Od rana nic w pracy nie robiły, bo nie było nikogo przed nami. A one i tak chcą nas zabić.


Wydaje mi się, że takim babom nawet danie stówy za każde wykonanie swojej roboty byłoby dla nich niewystarczające. One chciałyby zupełnie nic nie robić i dostawać za to miliony. Sorry, Szanowne Panie - nie każda z Was może być Kim Kardashian.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Grafika u góry postu powstała na bazie zdjęcia z serwisu Flickr.com

4 komentarze:

  1. Ja od razu w takich sytuacjach mówię: przepraszam, drobniej nie mam, może być reszta bez końcówki. Bo mi to jest zupełnie obojętnie, czy wybulę 1, 2 czy 50 groszy więcej, jak mogę sobie za to kupić uśmiech pani kasjerki. Bo ten uśmiech jest warty więcej niż to, że mam rację i ona powinna wydać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja zwykle trafiam na takie, których chyba już nic nie jest w stanie pocieszyć :P

      Usuń
  2. Ja jak kupuje snickersa to rzucam na ladę 100 zł i mówię nonszalancko "reszty nie trzeba". Definicja swagu.

    OdpowiedzUsuń