Największa afera w rapowym światku w tym miesiącu? By odnaleźć jej ślad, nie trzeba szukać długo. O świeżym jeszcze konflikcie między Drakiem a Meek Millem mówi bowiem każdy znaczący, mainstreamowy serwis muzyczny. I ciągle nikt tak naprawdę nie potrafi stwierdzić, czy cały konflikt to jedynie kolejna popierdółka rapowego światka, czy też coś zmieniającego podejście wielu do hip-hopu.
O co bowiem poszło? Ano o to, że Meek Mill rzucił na swoim Twitterze informację, iż Drake nie pisze samemu tekstów do swych własnych kawałków. Sieć zawrzała. Z jednej strony ponownie wyśmiewając przeniesienie beefów raperów do internetu i ich dość dziwny przebieg, z drugiej bardziej poważnie podchodząc do zarzutów rzucanych przez gwiazdę amerykańskiego hip-hopu. No bo jak to tak - rapować nie swoje teksty? Nie do pomyślenia!
No właśnie, moim zdaniem, nie do końca. Pytanie z tytułu wpisu, czyli "no i co z tego, że Drake nie pisze sam tekstów?", jest oczywiście trochę prowokacyjne. Bo - jak widać - sprawa ta jest naprawdę ważna dla światka hip-hopowego, nie ma więc co umniejszać jej wagi. Nie będziemy więc obalać tezy, że ghostwriting w rapie ciągle jest niezbyt mile widziany. Zamiast tego powinniśmy się zastanowić, dlaczego akurat w tym przypadku nie powinno być to dla nas aż takim zaskoczeniem.
Hip-hop to...? Szczerość, pasja, oddanie kulturze, stawanie naprzeciwko muzycznemu mainstreamowi, pokazywanie fucka wszystkim Złym. Owszem, tak można by hip-hop zdefiniować. Ale tylko ten z początków tej kultury. Dziś z każdym dniem rap zmienia swoje oblicze, stając się nie kulturą dla wybranych, a rzeczą masową.
Ghostwriting u Drizzy'ego nie powinien nas dziwić. Nie dlatego, że zakładamy, iż nie potrafi on pisać swoich kawałków. On zwyczajnie nigdy nie potrzebował być szczery w tym co robi, nigdy nie był jednym z tych raperów, którzy wychodzili na wierzch jako głosy swojej grupy społecznej, Afroamerykanów mówiących o swoich problemach. Drake od początku miał być po prostu gwiazdą.
Drizzy nie ma ze sobą biednego życia w dzielnicach pełnych gangów. Nie ma ze sobą wyboru między szkołą a zarabianiem pieniędzy dla siebie i rodziny. Pojawił się na scenie od razu jako gwiazda i osoba rozpoznawalna, między innymi dzięki swej roli w "Degrassich". A jego pierwsze większe nagrania? To nie było "Worst Behavior" czy "Started from the Bottom". To były wpadające w ucho hity, według wielu niebezpiecznie wahające się między rapem a r'n'b. Drake od początku szedł po jedno - światła reflektorów i wszystko to, co one potrafią dać.
Dlatego też nie powinniśmy stawiać Drizzy'ego pod tą samą kategorią, co zawodników, którym bliższy jest klasyczny hip-hop. Drizzy to mainstream na takim poziomie, jakiego polski rap ciągle nie zna. To człowiek sprzedający ogromne ilości płyt, grany masowo w radiach i przyciągający tłumy ludzi na koncerty. Ten ostatni element można było dostrzec ostatnio także w Polsce - na podstawie własnych obserwacji doszedłem do wniosku, że większość osób przyjeżdżających tylko na jeden dzień tegorocznego Open'era, robiło to właśnie dla Drake'a.
Więc nawet, jeśli nas to boli, że Drake nie pisze sam tekstów (jeśli rzeczywiście tego nie robi, bo przecież żadnej oficjalnej informacji ciągle nie ma) - nie dziwmy się temu i zacznijmy zauważać, że amerykański hip-hop to już naprawdę nie tylko Afroamerykanie z najbiedniejszych dzielnic, opowiadający o trudach życia. Tych będzie zresztą nie tyle coraz mniej, co będą oni ustępować miejsca typowym gwiazdom, idącym w rap dla świateł reflektorów i pieprzenia się z najpiękniejszymi amerykańskimi aktorkami i wokalistkami.
I chyba jedyne co nam pozostaje, to po prostu się z tym pogodzić.
AKTUALIZACJA: Niedługo po publikacji tego wpisu, Drake wypuścił DISS na Meek Milla. Takiego odpowiadania na zaczepkę powinni się nauczyć nawet niektórzy polscy raperzy.
AKTUALIZACJA: Niedługo po publikacji tego wpisu, Drake wypuścił DISS na Meek Milla. Takiego odpowiadania na zaczepkę powinni się nauczyć nawet niektórzy polscy raperzy.
0 komentarze: