Obok Julii


Opowieść zawarta w książce Eustachego Rylskiego rozpoczyna się latem roku 1963. Wyjątkowo upalnym latem, choć, jak mówi nam sam główny bohater powieści, niejaki Janek Ruczaj - na niego takie gorąco nie działa. Trzydziestostopniowy ukrop wiele osób powstrzymuje jednak przed wyjściem z domu. Czy więc wówczas, dla rozluźnienia się w kojącym się cieniu, warto sięgnąć po "Obok Julii"?

Teoretycznie cała fabuła książki krąży wokół tytułowej Julii, nauczycielki z prowincjonalnego, polskiego miasteczka, blisko granicy z Czechami. W umysłach czwórki ze swoich uczniów, w tym Janka Ruczaja, zaszczepiła coś wyjątkowego, co na zawsze pozostanie w ich głowach. Pewnego dnia znikła jednak z miasteczka, by pojawić się tam ponownie trochę lat później, gdy jej pupile miały już na karku pierwszą dwudziestkę. Janek ponownie trafia do jej wyjątkowej gry.

Książka Rylskiego ma jednak znaczenie szerszą fabułę, wychodzącą w dużej mierze poza opowieść o Julii. Choć ponoć wszystko się z nią tu łączy, nie do końca widać to przy sporej ilości wątków. Opowieść ciągnie się od 1948 roku aż po czasy współczesne, zawierając po prostu całą życiową historię Janka. 

Owszem, to rzecz pełna niespodziewanych sytuacji, ogromnej różnorodności tematycznej i nie do końca jasnych poczynań głównego bohatera. Ale jest pewien istotny problem - opowieść ta nie została należycie wykorzystana.

Nie wiem dlaczego, ale przed lekturą "Obok Julii" byłem wręcz pewien, że Eustachy Rylski jest jakimś młodym pisarzem, pokroju Szczepana Twardocha. W czasie lektury utwierdzałem się jednak w przekonaniu, że taką historię mógł napisać tylko ktoś z większym stażem na ziemskim padole. I rzeczywiście, miałem rację.
"Obok Julii" jest, po pierwsze, miszmaszem fabularnym, niejednokrotnie powodującym drobną dezorientację. Pierwsza połowa książki ma co prawda w miarę sensowny, poukładany rozwój wydarzeń, natomiast potem zaczyna być już trochę dziwnie, a w kolejnych rozdziałach mieszają się różne ramy czasowe. Dzieje się to nierównomiernie, przez co nawet, gdy historia zaczyna nas już wciągać, nagle zostajemy wrzuceni do innego okresu, gdzie musimy się ponownie uczyć listy postaci od nowa.

Sami bohaterowie zdają się być zresztą wielokrotnie potraktowani po macoszemu. Część z nich jest bardzo do siebie podobna, część zawiera natomiast w sobie ciekawą tajemnicę, której rozwikłania jednak nie doczekujemy. Jedne motywy pociągnięte są odpowiednio mocno i naprawdę intrygują, inne pojawiają się z kolei wyłącznie pod postacią szkicu, który nie zostaje pokolorowany. "Obok Julii" mogło być dłuższą albo przynajmniej sensownie poukładaną książką - autor wybrał jednak inną drogę.

Może i nawet był to ruch zamierzony. Jestem skłonny domyślać się takiej celowości Rylskiego przez to, jak konstruuje swoją książkę językowo. Bo owszem - jego twór jest w tej kategorii rzeczywiście bardzo ładny i wyróżniający się z tłumu. Co jednak z tego, skoro językowe upiększenia stają się w ostateczności w dużej mierze po prostu narzędziem do sklejania kolejnych przemyśleń głównego bohatera, które często zdają się nie mieć zupełnie nic wspólnego z fabułą?

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika miki77pl (@miki77pl)


To wszystko zmienia "Obok Julii" przede wszystkim w książkę bardzo nierówną. Taką z ciekawymi momentami, naprawdę przykuwającymi oko do kolejnych stronic, przeplatanymi jednak tymi nudnymi, kiepsko skonstruowanymi, które potrafią czytelnika szybko zdekoncentrować i namawiać do skomentowania ostatnich paru kartek wielkim ziewnięciem. 

A szkoda, bo sama historia Janka Ruczaja jest naprawdę bardzo intrygującą opowieścią, z jaką warto się zapoznać. Została jednak zasypana taką ilością błędów, że można by spokojnie wytykać je jako przykład do prezentacji "Jak nie pisać książek". Dlatego też nie mogę "Obok Julii" polecić, choć - ze względu na główny zarys opowieści oraz parę fajnych "złotych myśli" - chciałbym. Mogą się z nią co prawda zabawić czytelnicy bardziej wprawieni w bojach, ale i oni muszą być przygotowani na to, że nie będzie to prosta przechadzka po łące, a raczej wchodzenie na stromą górę. Dojście na sam szczyt sprawi co prawda jakąś radość, ale część może odpaść podczas samej wspinaczki.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

2 komentarze:

  1. Polecam poczytać Myśliwskiego. Cokolwiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałem o nim trochę dobrego. Jak będzie gdzieś e-book w dobrej promocji, to przygarnę.

      Usuń