To oficjalne - Kendrick Lamar jest ponad rapem


Mocą tegorocznego krążka Kendricka Lamara jest nie tylko to, że jest zajebisty ot tak, ze strony muzycznej. Równie ważne jest w tym przypadku to, iż "To Pimp a Butterfly" okazuje się być w dużej mierze swoistą dźwiękową Biblią dla Afroamerykanów, poruszając tematy, które są dla nich wyjątkowo ważne. A teraz możemy do tego dodać jeszcze jedno spostrzeżenie - Lamar jest już oficjalnie nowym prorokiem czarnoskórych w USA.

Jak można wymierzyć taki status? Zaczynając od wspomnienia o ostatnim zamieszaniu z butami Kendricka, przygotowanymi dla Reeboka. Niby zwykły obuw, niby po prostu kolejna gratka do kolekcji dla sneakerheadów - a jednak nie do końca.


Bo Lamar postanowił, że swoimi butami pogodzi dwa wielkie gangi z Los Angeles - Bloodsów i Cripsów. Jak? Wrzucając napis "RED" na prawy but, a "BLUE" na lewy. Oba kolory to główne symbole właśnie tych gangów. 

Brzmi głupio? Naiwnie? Niby tak, ale jeśli widzisz  na filmiku dwóch kolesi z wrogich sobie grup, którzy siedzą na jednej sofie i gadają o wspaniałej rzeczy, jaką robi Kendrick symboliką swoich butów - coś dobrego jednak Ci w głowie zaczyna świtać. I pewnie, jest w tym masa działania machiny marketingowej i całego tego bullshitu. Ale jednak nie wydaje mi się, by ten nietypowy gest Lamara trafił całkowicie w próżnię.


But still - "prorok" to mocne słowo. Zbyt mocne, by nazwać kogoś nim tylko dlatego, że zrobił buty "z przekazem". Pora więc odsłonić główną kartę przetargową dla Kendricka. Za prorokiem musi podążać lud. Lud, który będzie wykorzystywał nauki swojego przywódcy, walcząc nimi i głosząc je niczym Dobrą Nowinę. 

I to się wreszcie Kendrickowi udało.

Parę dni temu na Uniwersytecie Stanowym Cleveland odbył się protest Black Lives Matter (w wolnym tłumaczeniu: Życie Czarnych się Liczy). Powstanie tej grupy wiąże się ze słynną już sprawą czarnoskórego Trayvona Martina, śmiertelnie postrzelonego przez członka osiedlowej "straży sąsiedzkiej" (więcej info na Wikipedii). BLM walczy więc przeciwko współczesnemu rasizmowi, w tym postrzeganiu Afroamerykanów jako głównych podejrzanych w licznych przestępstwach, tylko ze względu na kolor ich skóry oraz stereotypy.

Kiedy wspomniany już protest przewijał się przez ulice uniwersyteckie, policja aresztowała czternastoletniego uczestnika akcji. Gdy ludzie zaczęli domagać się jego uwolnienia, tłum potraktowany został gazem pieprzowym. Mimo tego, czarnoskórzy aktywiści dalej domagali się wypuszczenia czternastolatka, skandując na cały głos "We gon' be alright", czyli refren ostatniego singla Lamara.


Tak też Kendrick stał się wreszcie prawdziwym głosem swojego ludu. Jego przesłanie wyszło daleko poza jego muzykę, stając się sloganem godnym skandowania. Pod filmikiem z protestu regularnie pojawia się zresztą pewien komentarz, który może uderza trochę prostotą, ale mówi wiele o całej sytuacji: "Gdy Drake wplątuje się w beefy o ghostwriting, Kendrick tworzy kawałki, które dodają ludziom sił, inspirują ich do walki". 

To jest właśnie powód, dla którego Kendrick jest ponad rapem, ponad po prostu muzyką. Nasza generacja ma wreszcie swojego Dylana. 

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

0 komentarze: