Gdy pierwszy raz zobaczyłem zwiastun "W głowie się nie mieści", pomyślałem: "o rany, to będzie GENIALNE!". Już samo hasło "ten film robi Pixar" namawiało mnie do jego obejrzenia, a tu jeszcze okazało się, że całość oparta jest na świetnym, bardzo świeżym i oryginalnym pomyśle. Gdy więc przed pójściem do kina natrafiłem wyłącznie na hurraoptymistyczne recenzja tej hitowej animacji, byłem już stuprocentowo pewien, że będę miał do czynienia z animowanym geniuszem.
Życie jednak ponownie nauczyło mnie, by nigdy nie być pewnym czegokolwiek na sto procent.
Widzom dane jest poznać tę ciekawą piątkę stworów z głowy pewnej do bólu typowej dziewczynki, Riley. Dziewczynka ma naprawdę radosne życie, pełne wygłupów, optymizmu i dobrych ludzi wokół niej. Nic więc dziwnego, że swoistym "szefem szefów" w jej głowie okazuje się być Radość. To się jednak zmienia, gdy Riley jest zmuszona przenieść się z rodzicami do San Francisco. Na skutek awantury wśród piątki Emocji, dziewczynka zalicza prawdziwie depresyjny okres życia.
Spytacie: "co jest więc złego w tym świetnym pomyśle?!". Ano to, że tę genialną, oryginalną koncepcję podporządkowano o wiele mniej świeżej i opartej na znanych schematach historii rozgrywającej się w bajkowym świecie umysłu Riley. Pixar miało bardzo unikalną koncepcję na główny motyw, z reszty filmu stworzyło jednak klona swoich starych produkcji. Uważny widz znajdzie tu całą masę schematów, które napędzały takie hity jak "Toy Story", "Dawno temu w trawie" czy "Gdzie jest Nemo?".
Trailer filmu zapowiadał zresztą coś zupełnie innego niż ostatecznie dostaliśmy. Jakże podobało mi się w tym zwiastunie przedstawianie wydarzeń z perspektywy Emocji w głowach różnych ludzi! Wszystkie Piątki miały różne podejście, unikalne spojrzenie na świat, różniły się od siebie nawzajem, choć składały się przecież z takich samych stworków - wszędzie były Radość, Smutek, Strach, Gniew i Odraza.
Scena z trailera jest jednak jedyną w filmie, gdzie pojawia się przedstawienie Emocji różnych ludzi. Poza tym cały czas śledzimy wyłącznie przygody w głowie Riley, które po jakimś czasie robią się zwyczajnie nużące. Szczególnie, gdy widzi się, jak dobrze można by pociągnąć główną koncepcję filmu, zamiast stawiać na historyjkę, będącą w rzeczywistości odgrzanym kotletem.
Oczywiście - jest humor, jest ciekawe spojrzenie na ludzką psychikę i fajne przesłanie dla dzieciaków. Całość zresztą całkiem mocno wciąga, bo podczas seansu ani na chwilę nie przyszło mi do głowy zerknąć na zegarek czy telefon. Ciągle jednak nie potrafiłem odgonić od siebie poczucia zawodu. Oczekiwałem po prostu czegoś innego.
Niestety - nie rozumiem zachwytów, głoszących najlepszą animację roku. Czuję się trochę oszukany przez Pixar, bo scena ze zwiastuna wydaje mi się najlepszą w całym "Inside Out". To nie jest zły film - ba, to jest niewątpliwie film przynajmniej dobry! Dla mnie jednak zbyt dużo widać tu zmarnowanego potencjału i zamienienia naprawdę GENIALNEJ (tak, wiem, że się powtarzam) koncepcji w przesłodzoną historyjkę, jakich wiele.
Sorry, Pixar. Wiecie, że i tak Was kocham.
0 komentarze: