Sense8 - serial od twórców Matrixa


Mam wrażenie, że w "Sense8" mało osób wierzyło. Nietrudno się temu dziwić, bo krytycy filmowi już od dobrych paru lat mieszają z błotem wszystko, czego dotknie się rodzeństwo Wachowskich. Słynny reżyserski duet na stałe wpisał się na kartach kinematografii swoim przełomowym "Matrixem", potem jednak było już coraz gorzej. A przynajmniej według niektórych, bo mi takie projekty Wachowskich jak "V jak Vendetta" czy "Jupiter: Intronizacja" (RECENZJA) całkiem przypadły do gustu. 

Dlatego też, pomimo głosów krytyki, sam ze sporą dawką optymizmu czekałem na premierę "Sense8", pierwszego serialu od słynnego rodzeństwa. Nie byłem przekonany opisem fabularnym, nie nakręciły mnie na ten serial żadne zabiegi marketingowe. Jestem zwyczajnie jednym z tych, którzy ciągle za Wachowskich trzymają kciuki i uznają ich za twórców nietuzinkowych, trafiających często wręcz perfekcyjnie w moje gusta.

"Sense8" jednak także zostało niezbyt miło potraktowane przez krytyków. "Średniak" - taką ocenę można by wyciągnąć z tego, co piszą o tym show recenzenci. Warto jednak zwrócić uwagę, że na wszelkich portalach filmowych ocena "normalnych" widzów jest naprawdę sporo wyższa. W ich perspektywie "średniak" zmienia się w serial "bardzo dobry". I ja, po obejrzeniu dwunastodcinkowego pierwszego sezonu serialu, zdecydowanie mogę się do tej oceny przyłączyć.


Nie jest łatwo wytłumaczyć, o czym w zasadzie jest "Sense8". Fabuła opowiada zasadniczo o ośmiu osobach, rozsianych po całym globie, których łączy pewna niesamowita więź. Pewnego dnia zaczynają oni dzielić między sobą swe uczucia, sytuacje w jakich się znajdują, problemy. 

Ta niesamowita więź przejawia się na różne sposoby. Jeden z bohaterów może słyszeć deszcz, który pada w tym samym czasie u innego członka tzw. Gromady. Postaci mogą dzielić się swoimi umiejętności, np. w czasie bójki pomagając słabszym, "wchodząc w ich ciało" i kontrolując ich ruchy. Mogą także zwyczajnie rozmawiać ze sobą na odległość, pojawiając się tuż obok osoby oddalonej nawet o tysiące kilometrów. Taki Skype, tylko o wiele fajniejszy.


Tak jak wspomniałem - nie do końca jest to łatwo opisać słowami. By zrozumieć w pełni działanie więzi łączącej członków Gromady, trzeba zwyczajnie obejrzeć "Sense8" i uczyć się wszystkiego razem z głównymi bohaterami. I oni postawieni są bowiem w zupełnie nieznanej wcześniej sytuacji, przez co początkowo w ogóle nie rozumieją, co się tak naprawdę dzieje. Pierwszy sezon serialu to droga bohaterów do opanowania swego daru oraz osiągnięcia jak największej współpracy w ramach swojej więzi. Wszystko to widać najlepiej w dwóch czy trzech ostatnich odcinkach, zwieńczonych świetnym finałem.

"Sense8" pochwalić się może przede wszystkim wyjątkowo rozbudowanym scenariuszem, w ramach którego określono jednak bardzo restrykcyjne granice. Każdy bohater posiada wyłącznie jeden rozbudowany wątek i twórcy postanowili nie bawić się w tworzenie przesadnej ilości dodatkowych historii. Dzięki temu cały serial okazuje się być niesamowicie konkretny, skupiający się rzeczywiście na tym, co jest konieczne.

Wstawaj, ziom, i oglądaj "Sense8".
Na dodatek wszystkie wątki są zasadniczo dość równe i każdy ma do zaoferowania porządną dawkę wkręcającej akcji. I to akcji pojmowanej na naprawdę różny sposób. Jak bowiem przystało na Wachowskich, nie mogło tu zabraknąć porządnych scen podnoszących adrenalinę. Pościgi, strzelaniny, bijatyki - wszystko tu jest i to podane w naprawdę porządny sposób. Jednocześnie jednak, naprawdę sporo mamy tu także dialogów oraz...

... scen, których jedynym celem jest bycie "ładnymi". "Sense8" okazuje się być bowiem najwyższą klasą, jeśli chodzi o zdjęcia w serialach. Piękne widoki, cudowne ujęcia, wszystko wyglądające, z jednej strony, jak największe kinowe blockbustery, z drugiej natomiast, niczym niektórzy reprezentanci kina bardziej ambitnego. Spodziewajcie się trzy-czterominutowych przerywników z bardzo dobrze dobraną muzyką i świetnymi ujęciami. Robią wrażenie, chociaż, owszem - mogą czasem na chwilę przynudzić.


Sam serial zresztą rozkręca się tak naprawdę dopiero po około trzech odcinkach, ale z każdym epizodem jest coraz lepiej, co podsumowuje naprawdę przedobry finał sezonu. Początkowo dość trudno przyzwyczaić się do części bohaterów, bo niestety nie wszyscy aktorzy to pierwsza klasa. Część jednak dość szybko okazuje się być naprawdę spoko i takich postaci jak Will, Lito (chyba najlepszy z aktorów w całym serialu!) czy wreszcie pięknej białowłosej z Islandii po prostu nie da się nie polubić.

Początkowo największe problemy miałem jednak z rzeczą... dość nietypową. Najbardziej wkurzał mnie bowiem fakt, iż wszyscy bohaterowie mówili po angielsku. Dlaczego? Bo w niektórych przypadkach brzmi on bardzo, ale to bardzo nienaturalnie, ze szczególnym uwzględnieniem wątku afrykańskiego i azjatyckiego. Byłoby o wiele lepiej, gdyby dano im mówić we własnych językach, chociaż zapewne nie byłoby to zbyt dobre dla odbioru serialu w Stanach. To jednak tylko taka moja mała uwaga, bo problemy te ostatecznie rozmywają się na skutek naprawdę coraz wyższego poziomu serialu. Tylko wątek azjatycki pozostaje nieustannie tym najmniej ciekawym, zaprzepaszczonym przez jego główną bohaterkę.

Aktorka grająca Sun jest niczym Kirsten Stewart w "Zmierzchu" - ciągle ma tę samą, wkurzającą minę.
Ostatnią kwestią, do jakiej po prostu muszę się odnieść, są zarzuty o tzw. "homopropagandę" w "Sense8". W całym serialu pojawiają się dwa wątki homoseksualne: jeden między dwoma kobietami (z czego jedna w dzieciństwie była mężczyzną, jednak później poddała się operacji zmiany płci) oraz jeden między facetami. Trudno się temu właściwie dziwić, bo przecież The Wachowskis zdecydowanie stoją na straży wszelkiego rodzaju równości i tolerancji. Dlaczego? Dla przypomnienia - obecnie mówimy Rodzeństwo Wachowskich, a nie Bracia Wachowscy (jak dawniej), z racji zmiany płci przez jednego z tej dwójki parę lat temu. 

Przez pierwsze dwa-trzy odcinki, rzeczywiście niektóre elementy "Sense8" można odbierać jako "homopropagandę". Z każdym epizodem coraz bardziej wątki wyglądające na prowokacyjne, okazują się jednak być w rzeczywistości po prostu kolejnym podkreśleniem różnorodności ludzi na świecie i skupienia się na motywie "miłości, która zbawia świat". Tak, jest parę scen pocałunków, a nawet seksu, ale pamiętajcie, że można je spokojnie przewinąć, jeśli komuś to nadzwyczaj nie pasuje. Dla równowagi - wątki hetero też są, a jakże. W tym z Riley, czyli wspomnianą już przeze mnie, białowłosą pięknością.

Historia związku Lito i Hernando jest rozpisana lepiej niż większość opowieści miłosnych hetero w serialach. Serio.
"Sense8" nie ustrzegło się błędów i niedociągnięć, co nie zmienia jednak faktu, że serial z każdym kolejnym odcinkiem przynosi coraz większą porcję frajdy i godzinny seans przemyka przed oczami szybciej niż byśmy się tego spodziewali. Są bohaterowie, którzy szybko stają się naszymi ulubieńcami, a brakuje z kolei takich będących naprawdę uciążliwymi (nawet do Azjatki da się przyzwyczaić).

Szczerze mówiąc (chociaż lubię Wachowskich) nie spodziewałem się, że ten serial będzie AŻ TAK dobry. Początkowo można trochę kręcić nosem, ale zaufajcie mi - gdy przebrniecie przez cały sezon, Wasze odczucia będą równie pozytywne co moje. Ja czekam już z niecierpliwością na drugi sezon, a tymczasem jeszcze raz polecam Wam zdecydowanie sięgnąć po "Sense8". Naprawdę warto.

I jeszcze na sam koniec, once again - Riley <3


Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!

0 komentarze: