Świeci się jak miliony wampirów

Czego nie robi się dla dobrego materiału na bloga. Dziś oglądałem ostatnią ekranizację książki z sagi "Zmierzch" - "Przed świtem. Część 2". Przyznam szczerze, że nie oglądałem wcześniej żadnego filmu z tej serii. Za to jakieś trzy lata temu miałem okazję przeczytać wszystkie książki o wampirach autorstwa Stephanie Meyer. Nie jarałem się, czułem, że to nie jest literatura najwyższych lotów, ale wtedy nie czytało mi się tego najgorzej. Teraz pewnie trudniej byłoby mi jednak przez to wszystko przebrnąć.

Ale skupmy się na filmie. Szedłem tam z myślą: "obejrzę gniota i zjadę oficjalnie na blogu". Byłem przekonany, że będę musiał się powstrzymywać, by zostać na seansie i nie wyjść z wyrazem twarzy mówiącym coś w rodzaju "nie wytrzymam więcej". Trochę się myliłem. Cholera, to wcale nie było tragiczne.

Nie zmienia to faktu, że sobie ponarzekam. Część efektów jest wręcz - powiedzmy to sobie szczerze - chujowa. Najlepsze przykłady to bieg w lesie jakoś na początku filmu i komputerowa wersja Renesmee (córa Belli i Eda) tuż po narodzinach. Można było albo zatrudnić lepszych panów od CGI lub też po prostu wziąć jakieś normalne dziecko. Nie skorzystano, pozostano przy tandecie.

Oprócz tego strasznie odrzucały mnie ryje większości bohaterów w tym filmie. Zastanawiałem się, czy oni naprawdę są tacy okropni, czy zrobiono ich po prostu takimi na potrzeby filmu. Odpuściłem sobie sprawdzanie Kristen Stewart, którą już widziałem na wielu różnych zdjęciach. Ona i tak ma zawsze ten sam bezsensowny wyraz twarzy. Człowiek-posąg.

Wszedłem na Filmweb. Sprawdziłem Ashley Greene, która w filmie gra rolę Alice, jednej z tych "dobrych wampirów". W długich włosach wygląda o wiele lepiej. Dalej padło na Petera Facinelli wcielającego się w Carlisle'a ("ojciec" rodzinki głównych bohaterów). Tego to już w ogóle w filmie przerobili na blond wersję Voldemorta. Ewentualnie na plus można by zaliczyć Elizabeth Reaser (partnerka Carlisle'a), ale to raczej podchodzi pod milfa.

Mógłbym mówić jeszcze więcej - o słabym scenariuszu, lakonicznej kreacji postaci. To jednak jest wina książki, która swoją drogą zdaje się była najgorszą z sagi. Mógłbym też mówić o innych winach, które można zrzucić tylko i wyłącznie na filmowców. Ale to mimo wszystko nie jest film beznadziejny. Oglądało się w miarę przyjemnie, większość filmu przykuwała jako tako uwagę (scena końcowej bitwy zasługuje na props), można było nawet się pośmiać! Z amatorszczyzny wykonania niektórych elementów oczywiście.

Pieniędzy jednak nie żałuję. To mimo wszystko jako tako spędzone niecałe dwie godziny. Naprawdę - widziałem gorsze filmy. Jednakże "Przed świtem: część 2" nie obejrzałbym drugi raz, ani też nie mam ochoty oglądać pozostałych części sagi. Fanom powinno się podobać, dla mnie to było po prostu oderwanie od szarej rzeczywistości. Spędzone nie najgorzej.

PS. Pozdrowienia dla Patrycji, która zaciągnęła mnie do obejrzenia tego.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: