Steve, wracaj!

Ostatnio Apple zaczyna u mnie trochę tracić. Uwielbiam podejście tej firmy, to jak potrafią rozreklamować swój produkt, stworzyć wokół niego otoczkę "must have". Pokazują swoje twory jako element lifestyle'u, a dla wielu nawet jako główną bazę swojego stylu. Potrafią nakręcić nawet na kupowanie coraz to nowszych generacji swych urządzeń co roku.

No właśnie, to "co roku" ktoś chyba jednak trochę zmodyfikował gdzieś na wysokich szczeblach. Najlepszy przykład to iPad 4, który wyszedł jakieś pół roku po "trójce". Jednocześnie z iPadem Mini. W powietrzu już krąży informacja, że za kolejne pół roku mniejsza wersja tabletu spod znaku Jabłuszka doczeka się edycji z Retiną. Podobnie pojawiły się plotki, iż następny iPhone, jak można przypuszczać 5S, zostanie wypuszczony na rynek na początku przyszłego roku. I czym się będzie różnił? Szybkością? Ostatnie generacje są już wystarczająco nowoczesne, by nie widzieć większej różnicy między nimi w prędkości działania.

Są rzeczy, które ostatnio mi się spodobały u Apple. Sam "miniaturowy" iPad bardzo mi odpowiada i gdyby nie fakt posiadania rocznej "dwójki" to może bym się skusił właśnie na niego. Wygląda zdecydowanie poręczniej od swojego starszego brata. Podobnie niedawno wypuszczone nowe generacje iPodów przypadły mi do gustu - kolorowy Touch wygląda świetnie, ciekawe jest także podejście do Nano, który został tym razem powiększony.

Te przyjemne ruchy nie zmieniają jednak to faktu, iż polityka skrócenia żywotności swych produktów i wypuszczania coraz szybciej kolejnych generacji mnie denerwuje. Podobnie fakt, iż ostatnie zmiany w iPadzie i iPhonie zauważalnie polegają jedynie na kolejno zmniejszeniu oraz zwiększeniu samego urządzenia. Po cichu liczę na to, że iPad 4 to był tylko jednorazowy wybryk, a plotki np. o kolejnym iPhonie za pół roku pozostaną jedynie plotkami.  Bo jeśli nie, to naprawdę przyda się zmartwychwstanie Steve'a Jobsa.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: