Na południe od granicy, na zachód od słońca

W jednym z ostatnich postów pisałem, że od dłuższego czasu na mojej półce leży nietknięta, krótka powieść Harukiego Murakmiego. Jakoś tak się zawsze zdarzało, że pojawiała się inna książka, którą chciałem przeczytać jak najszybciej. "Na południe od granicy, na zachód od słońca" zeszło więc na drugi, a może i jeszcze dalszy, plan. Wreszcie jednak powstrzymałem się przed rzuceniem się na świeży towar i spokojnie rozpocząłem czytanie tworu Murakamiego.

Główny bohater powieści, niejaki Hajime, jest jedynakiem. Fakt ten w bardzo ważny sposób kształtuje jego życie, czego świadkami jesteśmy zresztą już na pierwszych stronach. Jego najbliższą przyjaciółką w dzieciństwie była Shimamato, kulawa dziewczynka, podobnie jak on niemająca rodzeństwa. Poza przyjaźnią w sercach dzieci rośnie również coś więcej. Ich drogi jednak się rozchodzą i każdy podążą w innym kierunku. Już na początku książki jesteśmy wprost informowani, że do kolejnego spotkania przyjaciół jeszcze dojdzie, choć żadne z nich o tym nie wie. W międzyczasie śledzimy życie Hajime, usiane zarówno dobrymi, jak i złymi momentami, często związanymi z jego jedynactwem.

Tak, to książka o miłości. Wyeksploatowana tematyka nie jest jednak przeszkodą dla Murakamiego, który wrzuca tu garść swoich charakterystycznych elementów. Mimo tego, "Na południe od granicy, na zachód od słońca" nie jest kopalnią życiowych mądrości jak parę innych utworów Japończyka. Tutaj pisarz bardziej skupia się na uczuciu pomiędzy Hajime a Shimamato, a szczególnie na tym co myśli na ten temat główny bohater. To wejście w świat nietypowej miłości i przeszkód, jakie stają przed kochankami.

Jedna rzecz wyjątkowo mocno odciągała mnie od pochłonięcia omawianej powieści. Mówię o bodajże dwóch pierwszych rozdziałach, w których to autor opisuje młodzieńcze przygody Hajime. Konkretniej zaś - jego nastoletnie próby seksualne. Mam wrażenie, że wyjątkowo Murakami trochę pogmatwał się w stylu i pragnie w dość chamski i kompletnie bezpruderyjny sposób pokazać nam te przygody głównego bohatera. Niestety, Japończyk to nie Bukowski, a ta książka to nie "Kobiety", dlatego muszę postawić minusa za ten właśnie element początku powieści. Harukiemu po prostu to nie wyszło.

Książka jest krótka, co według mnie należy raczej uznać za jej atut, aniżeli wadę. Murakami pociągnął fabułę wystarczająco długo, choć niektóre historie, jak choćby pierwszej dziewczyny Hajime, proszą się o lepsze dokończenie. Zdecydowanie przyjemnym elementem powieści jest z kolei na pewno wątek prowadzenia klubów jazzowych przez głównego bohatera. Trochę autobiograficzny, bo sam autor też swego czasu w tym biznesie siedział. No i ponownie Murakami zaznacza utwory muzyczne ważne dla całości. Udało mu się naprawdę świetnie, mowa bowiem o "The Star-Crossed Lovers" oraz "Pretend" Nat King Cole'a.

"Na południe od granicy, na zachód od słońca" nie jest ani książką bez wad, ani najlepszym dziełem w twórczości Murakamiego. Jest mimo tego przyjemną, krótką powiastką o miłości, temacie tak bezczeszczonym w dzisiejszej literaturze. Dlatego jeśli chcecie sięgnąć po dobrą książkę o dwójce kochanków - wybierzcie twór Murakamiego, a nie jakieś bestsellerowe szmatławce. 

Na blogu pojawiły się również jak dotąd trzy inne teksty związane z japońskim pisarzem. Mowa o recenzji książki "Ślepa wierzba i śpiąca kobieta" oraz dwóch notkom, inspirowanych jego opowiadaniami - "Przypadki" i "Mężczyzna spotyka w ciągu całego życia tylko trzy naprawdę ważne kobiety".

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: