5 najlepszych shooterów online

Pomijając fakt, że dziś jestem raczej graczem niedzielnym, to nawet w czasach, gdy przy konsoli spędzałem mnóstwo czasu, rozgrywką sieciową zajmowałem się dość mało. W większości wolałem pograć w singlu, choć zdarzały się wyjątki. Ba! Bywało nawet, że kupowałem jakiś tytuł w szczególności dla multiplayera. Choć chyba zawsze zaczynałem najpierw od przygody dla samotnika. Postanowiłem w związku z tym stworzyć zestawienie pięciu najlepiej wspominanych przeze mnie shooterów online, przy których spędziłem najwięcej czasu. We wszystkie z podanych produkcji grałem na Xboksie, choć tylko jednej z nich nie ma na pececie. Kolejność alfabetyczna, nie ma podziału na konkretne miejsca.

Battlefield: Bad Company 2

Nawet nie próbujcie szukać - nie, w zestawieniu nie ma "Battlefielda 3". Dlaczego? Zacznijmy od tego, że "zwykły" BF i ten z podtytułem "Bad Company" to tak naprawdę dwie dość różne serie. Ja jakoś nigdy zajawki na klasyczny twór DICE nie miałem, z kolei przy obu częściach przygód Kompanii B spędziłem dobre kilkadziesiąt (a może i więcej) godzin. Nigdzie indziej nie było multiplayerowego shootera z takimi efektownymi możliwościami niszczenia terenu. Jedno z najlepszych online'owych wspomnień to zburzenie budynku, gdy przeciwnik jest w jego wnętrzu.

Tym samym, dla mnie odejście od formy "Bad Company" i powrót do dość ograniczonego stylu rozgrywki w "Battlefield 3", był pewnego rodzaju cofnięciem się w rozwoju. Nie mówię, że najnowszy twór DICE jest zły, bo nie jest. Przy nim też spędziłem trochę miłego czasu. Wolę jednak serię "Bad Company", a w szczególności bardziej dopracowaną "dwójkę". Choć o mapie Oasis z jedynki nigdy nie zapomnę.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)
Call of Duty 4: Modern Warfare

Ewidentnie najlepsza część serii "Call of Duty", przynajmniej jeśli chodzi o multiplayer. Nie było jeszcze trybów Spec Ops i Zombie, ale nie było też... narzekania. To potem zaczęto iść co raz bardziej w stronę słabszych graczy, przez co prosi zaczęli narzekać. To od "czwórki" zaczął się prawdziwy fenomen serii Activision, a oprócz świetnego trybu online, posiadała ona również bardzo dobry singiel, z kultową misją w Prypeci. Można więc powiedzieć, że w moim rankingu "Modern Warfare" znalazło się za całokształt.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)
Gears of War

Teraz przygotujcie się na wykład prawdziwego ortodoksa serii. Pierwsza część "Gears of War" nie miała Hordy i wielu różnych bajerów, a mimo to, według mnie, była to najlepsza odsłona seria Epic, przynajmniej jeśli chodzi o multiplayer. Tu każdy wiedział jak naprawdę się gra. Shotgun, shotgun i jeszcze raz shotgun. Lancera (czyli taki karabin maszynowy) można było spokojnie wywalić, a każde użycie piły mechanicznej było automatycznie linczowane jakże inteligentnymi tekstami w rodzaju "noob", "sucker" itp.

Tworzyło to pewnego rodzaju zamknięta społeczność, ale miało swój ewidentny klimat. Gra, w której nie przymierzałeś celownikiem, tylko musiałeś nauczyć się radzić sobie bez niego. A oprócz tego trzeba było się przyzwyczaić do skakania na boki. No i to kultowe zgadywanie się z Polakami na wspólny mecz - rodacy zawsze grali 16 rund, co było łatwo wyszukać w nietypowym jak na dzisiejsze czasy matchmakingu. Druga i trzecia część "Gears of War" to już nie to samo...

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)
Halo 3
Halo w tym zestawieniu nie mogło zabraknąć. Tym bardziej trójki, która przez bardzo długi czas królowała w rankingu najczęściej granych tytułów na Xbox Live. "Reach" było ewidentnie słabsze i niestety Bungie nie udało się zbyt dobrze pożegnanie z serią. "Czwórka" za to wróciła do korzeni i naprawdę bardzo przyjemnie mi się w nią gra (ostatni raz odpalałem kilka dni temu, tak właśnie wygląda życie niedzielnego gracza).

Ponoć ciągle trochę ludzi gra w "Halo 3" i chwała im za to, bo ten tytuł warto utrzymywać, pomimo pojawienia się nowych części. To tutaj mapa Valhalla miała najlepszy klimat, to tutaj był kultowy Guardian. Ja jeszcze dobrze wspominam plansze Last Resort i High Ground. Gdybyście teraz mnie na nie wpuścili, pewnie i tak pamiętałbym każdy zakamarek.


Team Fortress 2

Nie będę zaskoczony, gdyby ktoś zdziwił się, że grałem w to na Xboksie. Jeśli ktoś interesuje się branżą, to wie, że konsolowe wersje gry Valve nie były właściwie w ogóle wspierane i wszystkie darmowe dodatki (w ilościach hurtowych) pojawiały się jedynie na pecetach. Mimo tego, ja przy "Team Fortess 2" na konsoli Microsoftu spędziłem naprawdę wiele przyjemnych godzin. Bo twór Valve to produkcja wyjątkowa, która na swoim poletku konkurencji nie ma.

Humor, kilka różnorodnych klas, komiksowa grafika - takie połączenie wypadło wręcz świetnie. No i mapa, na której spędziłem jakieś dziewięćdziesiąt procent swojego czasu z TF2, czyli 2Forts. Nie wiem dlaczego prawie wszyscy chcieli grać właśnie na niej. Może dlatego, że była to jedna z najlepszych multiplayerowych map, jakie pamiętam?

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: