Raperzy czytają #1 - Cruz

Wreszcie oficjalnie rozpoczynamy akcję "Raperzy czytają". Po tygodniach planowania i nawiązywania kontaktów z kolejnymi raperami, wreszcie czuję, że możemy zacząć.

Nie chciałem zaczynać z żadnym mainstreamowym raperem, miałem zamiar postawić na kogoś mało znanego, lecz ambitnego w swych tekstach. Padło na Cruza. Jeśli go znacie, dobrze wiecie, że ma zarówno bardzo oddanych fanów, jak i grupę nieustających hejterów. Tym drugim jednak najbardziej przeszkadzają chyba odmienne poglądy polityczne rapera.

Jego pierwszym wydawnictwem rapowym była epka "Akcjonariusz" z lat 2007-2008. Wyprodukowany przez Expe i Zioło, z gościnnym udziałem między innymi Wojtka Cichonia, znanego jako Kidd. Aktualnie Cruz chyba jednak rozpoznawalny jest bardziej  ze swojego wspólnego projektu z Zaspałem. Ich pierwsza płyta to "Sztuka Naiwna", wydana na początku ubiegłego roku. Oprócz gospodarzy, pojawili się na niej między innymi LaikIke1 i Bisz, czyli jedni z moich faworytów Anno Domini 2012. Druga płyta duetu MC/producent, "Dada", pachnie jeszcze świeżością, gdyż została wydana pod koniec grudnia. Możecie ją sobie przesłuchać w całości na YouTube lub pobrać ze Skweru.

A teraz oddajmy głos samemu Cruzowi:

Czytam właśnie „Jadąc do Babadag” Andrzeja Stasiuka. Za książkę zabrałem się dość późno - od kilku lat różni znajomi opowiadali mi o jej autorze, polecali jego rzeczy. Zacząłem od „Dukli”: pozycja krótka, poprzetykana ilustracjami, ale wzmagająca apetyt. Przy pierwszej styczności Stasiuk wydał mi się pisarzem świetnie malującym - trochę w takich wyblakłych, ale wciąż ciepłych barwach; dużo nostalgii i wspomnień.

„Jadąc do Babadag” to chyba najsłynniejsza z książek Stasiuka (na blogach podróżniczych i literackich często znaleźć można zdjęcia ich autorów pod tablicą z nazwą tej rumuńskiej miejscowości), sam sięgnąłem po nią nie tyle ze względu na jej sławę, co z powodu swej fascynacji Europą Wschodnią i naiwnej kerouac`owskiej wiary w sens drogi bez sensu. Sięgnąłem i pochłonęła mnie bez reszty. Co chwile odpalam Google Grafika, Google Mapy i szukam, weryfikuję, próbuję dowiedzieć się czegoś więcej o tych wszystkich nadzwyczajnych miejscach. Ta książka jest taką mapą skarbów dorosłego chłopca. Stasiuk znowu maluje bez oceniania, ze wspomnień i chyba dla nich głównie. Choć oszczędza detali, często tylko kreśląc kontury miejsc i chwil, potrafi oddać ich klimat i smak tak esencjonalnie, że stawiając obok własne podziurawione wspomnienia czuję się jak ułomny. Książkę sytuuję niedaleko bitnikowskiej biblii - „W drodze”. Intuicyjnie wyczuwam wspólny pierwiastek, którego nie potrafię jeszcze nazwać. Lektura dostarcza mi podobnych emocji i wrażeń - wzywa, pomimo że w „Jadąc do…” nie ma szaleństwa i biegu, a jest tęsknota i włóczenie się z rękoma w kieszeniach i papierosem w ustach. To dojrzalsze, ale mam wrażenie, że podobnie motywowane. Uważam również, że Stasiuk jest zen - potrafi obserwować rzecz jaką jest - nie tracąc uważności pozwala na swobodny pływ wydarzeń. 

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

2 komentarze:

  1. Ściągnijcie do tej serii Bisza, a będzie ogień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już spróbowałem, miejmy nadzieję, że się uda :)

      Usuń