"Absurdy PRL-u" zaczynają się od rozważań na temat tego, dlaczego w czasach Polski Ludowej brakowało papieru toaletowego. Dla Czytelnika – temat absurdalny, śmieszny. Nawet biorąc pod uwagę, że dziś wielu z nas życia bez takiego papieru sobie nie wyobraża. A w PRL-u trzeba było przetrwać bez niego, za to np. z gazetą w zastępstwie. Pokazuje to wiele braków komunizmu, ale ciągle – jest tu ten absurd, obiecany przez tytuł. Dalej jednak niekoniecznie jest już tak śmiesznie.
Tematy zabawne przeplatają się bowiem regularnie z tymi o
wiele poważniejszymi, które potrafią wręcz wywołać gęsią skórkę. Jest o Władzie
Bytomskiej, bohaterce PRL-u, która zginęła w naprawdę tragicznych i
tajemniczych okolicznościach – podpalono ją. Jest smutna historia "polskiego
Billa Gatesa", naszego informatycznego geniusza, który wyprzedzał technologicznie
cały świat, ale PRL skutecznie wstrzymał jego innowacyjne prace. Wreszcie –
jest opowieść o jedynej po roku 1956 karze śmierci za przestępstwa gospodarcze.
To połączenie wesołych, swawolnych historii z tymi poważniejszymi na początku może dziwić. Gdy jednak zderzymy się już z tą
rzeczywistością, wszystko jest zrozumieć o wiele łatwiej. Że to rzeczywiście zbiór
absurdów PRL-u. Absurdów tak wielkich, że po ich poznaniu można się jedynie
złapać za głowę. A przynajmniej tak było w moim przypadku.
Nie załapałem się na czasy Polski Ludowej. Po przeczytaniu
Piotra Lipińskiego i Michała Matysa utwierdziłem się w przekonaniu, iż jestem
za to wdzięczny wszystkim, którzy mieli na to wpływ. Podczas brnięcia przez
niektóre rozdziały miałem wrażenie, że ktoś mnie tu próbuje okłamać, że
istnienie takiego świata absurdu raptem 30 lat temu jest niemożliwe! Jakby ktoś
mnie wrzucił do krainy Pratchetta albo innego fantasty!
Zastanawiam się, jak patrzą na tę pozycję ludzie, którzy
mieli okazję żyć w PRL-u. Szczególnie ci najstarsi, którzy z takim wytęsknieniem
patrzą na czasy komunizmu. Bo dla mnie "Absurdy" to Polska Ludowa jako jedna
wielka komedia. Konkretniej – tragikomedia. Z psuciem ludzi, robieniem ich
wiadomo w co.
Jest trochę śmiesznie – owszem. Ale myślę, że trudno przez
tę pozycję przejść bezrefleksyjnie. Bo to nie jest opowiastka wymyślona przez
jakiegoś bajarza. To realny świat, chociaż absurdalny. Szkoda tylko, że czasem absurdalny wręcz do bólu.
Warto przeczytać.
Komedia komedią. Patrzenie na tamte czasy przez pryzmat takiego dzieła lub chociażby filmów Barei zakłamuje obraz. Było ciężko większości, dobrze nielicznym.
OdpowiedzUsuńAleż o tym właśnie ta książka jest - że ciężko było większości, a dobrze nielicznym.
Usuń