Najsmutniejsza książka, jaką ostatnio czytałem


Z małych wsi i miasteczek do wielkiego miasta. I to nie byle jakiego miasta, bo samej Warszawy. Tej, w której życie jest podobno zupełnie inne niż w jakimkolwiek innym miejscu w Polsce. Gdzie ponoć wytykane Ci jest, jeśli nie jesteś „swój”, jeśli urodziłeś się gdziekolwiek poza stolicą. Trudno więc być zaskoczonym, że wiele osób dotychczas żyjących na wsi może czuć się tam… dziwnie. Ale ta „dziwność” przybiera czasem nieprawdopodobne wręcz formy.

„Zaduch” Marty Szarejko to zbiór reportaży o ludziach różnych. Są ci, którzy awansowali wysoko w drabinie społecznej; są ci, którzy zatrzymali się na etapie pracowania jako kelnerzy albo szorowania naczyń „na zmywaku”. Są przykłady bardziej, jak i mniej typowe: mamy typową historię osoby ze świata mediów, mamy też jednak np. opowieść zawodowego zawodnika MMA.

Wszystkie historie coś ze sobą łączy. Bohaterowie wstydzą się swoich korzeni, ukrywając je nawet przed swoimi znajomymi. W szczególności rodziców – dla „adoptowanych warszawiaków” symbolu staroświeckości, niezrozumienia współczesnego świata. Nieliczni tęsknią za swoim starym życiem. Większość zdecydowanie deklaruje, że udało im się zaadaptować do stolicy i że „to jest ich miejsce”.

Zbiór reportaży Marty Szerejko jest przez to zbiorem przede wszystkim niesamowicie smutnym i dobijającym. Nawet, gdy czytamy historie, które zakończyły się pozytywnie, czujemy w nich gorycz. To jakby człowiek zamknięty w sobie nagle wypłakał się po pijaku ze swoich wszystkich żali barmanowi. Ma się wrażenie, że we wszystkich bohaterach tej książki tkwi smutek, że mają oni problem, jakiego nie mogą pokonać.

Nie potrafiłem zrozumieć postaw niektórych ludzi przedstawionych w „Zaduchu”. Na część nie udało mi się spojrzeć z ich własnej perspektywy. Problemy osób przepytanych przez Szerejko wydają mi się w sporej mierze absurdalne, przesadzone. Jakby to był jakiś przerysowany dramat. Ale – mimo tego – jestem w stanie uwierzyć, że to ludzie z krwi i kości. Że oni istnieją naprawdę i że naprawdę są tak cholernie smutni.

Nie zgodzę się z opiniami niektórych osób w sieci, że Szerejko powinna zbalansować swoją pozycję, że powinna wprowadzić tu chociaż kilka opowieści pozytywnych. Ta książka nosi przecież tytuł „Zaduch. Reportaże o obcości”. I tytuł ten mówi o niej wszystko. Że będzie to opowieść o zaduszonych w mieście ludziach, czujących się tam obco, często nawet wtedy, gdy deklarują, iż Warszawa jest miastem dla nich idealnym. Taka była koncepcja autorki i udało się ją wprowadzić w życie.

„Zaduch” przeczytać warto, ale trzeba być przygotowanym na bardzo smutne, wręcz dobijające doświadczenie. Chociaż przez książkę przebija się szybko, ciągle w głowie kołata nam jakaś refleksja. I nie trzeba nawet z zadumą spoglądać w okno – myśli nieustannie krążą nam po głowie podczas czytania kolejnych opowieści smutnych ludzi.

Podoba Ci się na MajkOnMajk? Polub więc jego FACEBOOKOWY FANPAGE i dołącz do SUBSKRYPCJI MAILOWEJ, by być na bieżąco z najnowszymi postami na blogu!
---
Nagłówek postu na podstawie zdjęcia z serwisu Flickr.com

1 komentarz: