Chwilę musiałem się zastanowić nad tym, jak podejść do tematu filmów, które warto nadrobić podczas okresu świątecznego. Nie chciałem wspominać o „oczywistych oczywistościach” pokroju „Star Wars” czy kinowego „Władcy pierścieni”. Z drugiej strony – zauważyłem, że jest stosunkowo mało kilkuczęściowych opowieści wśród mniej znanych filmów. Postawiłem więc na coś innego…
Zamiast
konkretnych serii – konkretni reżyserzy. Niech okres świąteczny będzie dobrą
okazją do nadrobienia twórczości tych ludzi, o których jedynie słyszeliśmy
gdzieś przypadkiem. Zawsze chcieliście sprawdzić, z czym się je ich
kinematografia, ale nie mieliście tego okazji sprawdzić na własnej skórze? Cóż –
już wkrótce będziecie mieli czas by to nadrobić. Tylko bez marnych wymówek!
Ode
mnie leci natomiast pięć propozycji reżyserów, których produkcje warto
sprawdzić.
Shane Carruth
Nie
ma co się patyczkować – lecimy od razu z chyba najdziwniejszym twórcą w tym
zestawieniu. Pomimo ponad dziesięciu lat w świecie kina, Carruth stworzył
dopiero dwa filmy. Jeden z nich, „Primer”, to chyba najbardziej nietypowa i
pogmatwana historia o podróżach w czasie. Druga, „Upstream Color”, to z kolei…
Cóż, trudno to w jakikolwiek sposób opisać. Ten drugi film jest szczególnie
dziwny, ale zdecydowanie potrafi zahipnotyzować. Nie spodziewajcie się jednak
lekkiego kina familijnego z niedzielnych popołudni.
Więcej
o twórczości Carrutha przeczytacie TUTAJ.
David Lynch
Dla
tych, którzy mają ochotę na porcję porządnej schizy. Lynch nie tworzy horrorów,
a mimo tego jego filmy potrafią powodować niepokój i gęsią skórkę, jakich nie powstydziliby
się najznamienitszy twórcy kina grozy. Na zimowy okres zdecydowanie najbardziej
wart obejrzenia jest co prawda jego kultowy serial, czyli cudowne „Twin Peaks”,
ale warto zwrócić także uwagę na jego dokonanie pełnometrażowe. Wśród nich –
chociażby „Mulholland Drive”.
A
jak komuś będzie mało, warto wspomnieć, że ostatnio Lynchem mocno inspirował
się Ryan Gosling w swoim debiucie reżyserskim – „Lost River” (RECENZJA). Co
prawda daleko tej produkcji do cudów twórcy „Twin Peaks”, ale jego fani i tak
powinni znaleźć tu coś dla siebie.
Chan-wook Park
Teraz
natomiast coś dla tych, którzy mają ochotę w święta po prostu odpocząć… przy
hektolitrach krwi i poodcinanych kończynach. Chan-wook Park to koreański mistrz
tego typu kina, znany między innymi ze swojej „Trylogii Zemsty”, na którą
składają się: „Pan Zemsta”, „Oldboy” (jakiś czas temu pojawiła się jego
zamerykanizowana wersja) oraz „Pani Zemsta”. To filmy bardzo specyficzne, ale
znajdujące swoich amatorów także poza Azją.
W
podobnych klimatach utrzymany jest także „I Saw The Devil”, produkcja Jee-woon
Kima. Również polecam.
Guilermo del Toro
Dość
mocno rozpoznawalny i doceniany twórca, choć przyznać trzeba – nie bezbłędny.
Czasem zdarzy mu się zrobić prawdziwe dzieło, czasem natomiast serwuje swoim
widzom jedynie średniaki. Wśród tych pierwszych znajduje się na przykład
nominowany do Oscara „Labirynt Fauna”, wśród tych drugich – wypuszczone w tym
roku „Crimson Peak” (RECENZJA).
Choć
del Toro nieustannie krąży wokół tematyki grozy, jego twórczość ciężko mi
nazwać horrorami. Zresztą – jeden z jego największych hitów to w ogóle odejście
od tego rodzaju mroku. „Pacific Rim” (RECENZJA) to bowiem zwyczajnie dwugodzinna
bitwa wielkich mechów z przebrzydłymi potworami. Ale ile frajdy to daje!
David Fincher
Jego
ostatnie trzy filmy zachwycają tym, jak w bardzo jednolitym stylu zostały
stworzone. Bardzo mało jest reżyserów, którym udałoby się osiągnąć takie
charakterystyczne podejście do kina, że ich udział w danym projekcie da się
wyczuć już w pierwszej scenie. A tak właśnie jest z Fincherem i jego „The
Social Network”, „Dziewczynie z tatuażem” oraz „Zaginionej dziewczynie” (RECENZJA).
Cudowne
zdjęcia, charakterystyczne tempo akcji, fenomenalna muzyka od tego samego duetu
– Trenta Reznora i Atticusa Rossa. Jestem fanem i czekam na każdy kolejny film
Finchera.
Co ja będę oglądał?
Raczej
nie zrobię sobie maratonu z kilkoma filmami tego samego reżysera. Chcę nadrobić
Marvel Cinematic Universe, może obejrzeć coś od Hitchcocka, może od Kar Wai
Wonga (TUTAJ recenzowałem jego „Chungking Express”). Większych planów nie mam,
skupię się raczej na serialach i książkach.
0 komentarze: