Diament - Introwersja (recenzja + konkurs)


Rozwój popularności rapu w polskim społeczeństwie w ciągu ostatnich lat przyniósł ze sobą zarówno plusy i minusy. Wśród tych pierwszych jest niewątpliwie fakt, że na scenie pojawia się coraz więcej nowych twarzy, którzy skutecznie stają naprzeciw "dinozaurom" nadwiślańskiego hip-hopu. Jednocześnie jednak pole na innowacje się wyczerpuje, przez co wielu świeżych zawodników zbitych zostaje w jedną, nieodróżnialną masę. Spośród niej próbuje wybrnąć na brzeg Diament ze swoim nowym krążkiem, "Introwersją".

To niesamowite, jak idealnym podsumowaniem całego tego krążka jest już pierwszy numer na nim. "Znajdziemy się" rozpoczyna spokojne pianinko, które z czasem przechodzi w beat, który pewnie jeszcze chwilę temu nazwalibyśmy "niuskulowym", ale dziś jest po prostu kolejnym z wielu podobnych podkładów. Na przyjemnej melodyjce próbuje swych sił Diament - jakby niezdecydowany, czy poddać się nowoczesnym brzmieniom, czy pozostać w hip-hopie sprzed paru lat.


Cała "Introwersja" jest zresztą krążkiem na takim rozstaju dróg. Część bitów jest bardziej nowoczesna, część mniej. Teksty natomiast praktycznie zawsze obarczone są tym charakterystycznym, wielokrotnie wałkowanym schematem, od którego zaczyna praktycznie każdy nowy polski raper. Tu trochę smutków zatopionych w alko, tu trochę o wygrywaniu życia (obecnym albo nadchodzącym). I każdy z tych tematów podawany jest w sposób, jaki wszyscy już znamy. Jeśli umknęło mi coś bardziej innowacyjnego, rzeczywiście wyróżniającego się z tłumu - przykro mi. Flow i emocjonalność u Diamenta są niestety tak powtarzalne i monotonne, że po chwili zapomina się zwracać uwagę na to, o czym te kawałki w ogóle są. Od strony rapowej każdy brzmi bardzo podobnie.

Mnie jednak najbardziej dziwi przewijający się co jakiś czas na płycie motyw w rodzaju "jebać swag", "odnajdę tych, co ukradli hip-hop". Jakkolwiek same tego typu oburzenia ze strony kogokolwiek wydają mi się co najmniej śmieszne, tak tutaj jest to jeszcze zabawniejsze, gdyż Diament z niuskulu czerpie co chwilę. Podkłady to jedno, ale taki "Gin & Tonic", pomimo "utruskulowienia" w tekście, dalej brzmi jak track wszystkich tych, których raper krytykuje w innych utworach. 


Mimo tego, dostrzegam pewne plusy w "Introwersji". Po pierwsze - jest w większości całkiem energetyczna. Polecam szczególnie odpalić sobie ten krążek podczas biegania. Łatwo utrzymać przy tych kawałkach równe tempo, a wieczorem jest dodatkowy klimat. Poza tym - parę fajnych momentów w podkładach. "Co Robić?" ma świetny motyw w refrenie, a "Nie mów mi nigdy" przypomina trochę kozackie bity ka-meala. Ten drugi track jest zresztą chyba najlepszym na całej płycie. Przynajmniej w kwestii podkładu.


Poza tym - jestem raczej na nie. Nie mówię, że Diament nie ma szans na stanie się lepszym raperem, ale na razie jest zwyczajnie częścią wielkiego tłumu nieodróżnialnych od siebie polskich hip-hopowców. Jedyne wyjście - nabrać wyrazistości. Na razie jej nie czuję.



Jeśli jednak zaintrygował Was ten materiał tak, byście chcieli mieć go na swojej półce - jest ku temu okazja. Możecie zrobić sobie drugie Boże Narodzenie i wygrać fizyczny egzemplarz "Introwersji". Wystarczy podesłać mi na majkonmajk@outlook.com tytuły trzech dowolnych płyt, które w roku 2015 wydał label 3/4 UDGS. Na Wasze odpowiedzi czekam do godziny 23:59 dnia 31 grudnia. Album zdobędzie jedna osoba wskazana przeze mnie.

1 komentarz:

  1. "(...)obarczone są tym charakterystycznym, wielokrotnie wałkowanym schematem, od którego zaczyna praktycznie każdy nowy polski raper. Tu trochę smutków zatopionych w alko, tu trochę o wygrywaniu życia".

    Mam dokładnie takie samo odczucie...

    OdpowiedzUsuń