Star Wars VII: The Force Awakens



Najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie czekałem na żaden film tak bardzo, jak na siódme "Star Wars". Najprawdopodobniej nigdy wcześniej nie zazdrościłem tym, którzy mogli coś obejrzeć choćby godzinę przede mną. Najprawdopodniej nigdy wcześniej nie krzyknąłem "ŁUHU!" podczas pierwszych sekund jakiegoś filmu. Najprawdopodobniej nigdy nie przeżyłem w kinie takiej radości jak na "Przebudzeniu mocy". 


Wszyscy wiedzieliśmy jedno: nawet jeśli nowe "Gwiezdne wojny" będą totalną zżynką z poprzednich części, nawet jeśli będą totalnie przewidywalne - my, fani, i tak będziemy się jarać. J. J. Abrams nas jednak zaskoczył - nie jest bowiem tak "źle", jak wszyscy się spodziewali. 

Czy fabuła oparta jest na pewnych schematach, które pojawiały się w poprzednich trylogiach? Owszem. Ale nie jest ich wcale aż tak wiele, a jeśli już się pojawiają - są raczej jak smaczek, coś, co musiało się pojawić, bez czego SW by się nie obyło. W całym filmie jest tylko jeden schemat, który powraca, i to w tak niezmienionej formie, że wydaje się, jakby ktoś po prostu wyciął ten fragment z poprzednich części sagi i przekleił do "siódemki". I to jedyna prawdziwa słabostka filmu dla mnie na gorąco po seansie. 

Warto jednak zauważyć różnice pomiędzy tym epizodem a poprzednimi. Fabuła nie zabiera nas do żadnego wielkiego miasta, wszystko dzieje się na galaktycznych obrzeżach. Komplikuje wiele relacji między bohaterami. Zdradza całe mnóstwo szczegółów już w pierwszej części trylogii. Wreszcie - w pewnym momencie, jakby zupełnie nieznaczącym, dzieje się tu rzecz niesamowicie ważna dla gwiezdnowojennego świata. Tutaj potraktowana jest wręcz jako przerywnik, ale w ostateczności (razem z innymi elementami fabuły) tworzy niesamowity potencjał dla nowego kanonu książek SW. Czekam teraz na nie bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 

Trzeba tu jeszcze pochwalić wiele rzeczy: zdjęcia, efekty, muzykę. Ale o to się martwić przecież nie musieliśmy. Zamartwiało nas natomiast coś innego: jak sprawdzą się nowi bohaterowie i aktorzy ich grający? Odpowiedź jest prosta: bardzo dobrze. Rey, Finn, Kylo Ren - dają rady, zuchy! Ale i tak największym kozakiem filmu jest najfajniejszy robot w historii całej sagi (tak, wiem, że to mocne słowa) - BB-8. 

Tworzenie nowych "Star Wars" nie było błędem - było najlepszą decyzją, jaka mogła spotkać fanów sagi. "Przebudzenie mocy" jest lepsze niż Nowa Trylogia i stoi na równi ze Starą. Moc jest silna w tym filmie. Cholernie silna.

5 komentarzy:

  1. SPOJLER

    co myślisz o śmierci Hana ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzi piszących takie komentarze po prostu bym mordował. Potem klonował, puszczał im nagranie pokazujące ich śmierć i mordował po raz kolejny.

      Usuń
    2. Ludzi którzy nie chcą żeby ktos kto nie oglądał filmu nie przeczytał komentarza wcześniej ostrzegając że zawiera spojler?

      Usuń
    3. PS. nawet nie oglądałem jeszcze filmu i tylko natknąłem sie na taki komentarz bez ostrzeżenia.

      Usuń
    4. @IncWrd: W tym przypadku się nie do końca zgodzę, bo jest zaznaczone, że w komentarzu czeka spoiler. Jasne, można to było zrobić jeszcze bardziej ewidentnie, ale jednak nie widzę tu u Pana Anonima żadnych złych intencji. Złota zasada: przed następnymi "Star Warsami" unikaj wszelkich komentarzy pod postami o sadze, zanim nie obejrzysz filmu. Chociaż ja sam natrafiłem na informację o Hanie jakiś miesiąc przed premierą...

      @Anonimowy: Dobry ruch. Było trochę smutno na tej scenie, ale to przydatna dla scenariusza i postaci rzecz.

      Usuń