Argo fuck yourself!

Nominacje do Oscarów przyznane, rozdanie nagród za ponad miesiąc. Czas się więc wziąć za obejrzenie przynajmniej dużej części wybranych przez Akademię filmów. Jak dotąd na blogu pojawiła się już moja opinia na temat "Miłości", tym razem jednak czas na coś z drugiego bieguna kinematografii - "Operację Argo". Nie jest to zdecydowanie mój typ filmu. Nie przepadam zbytnio z tworami o wszelakich agentach, porwaniach i tym podobnych rzeczach. Wszystkie one wydają mi się okrutnie podobne do siebie, więc zazwyczaj unikam zapoznawania się z nimi. Czasem jednak robię wyjątek, tak jak choćby dla "Operacji Argo". W końcu nominacja do Oscara i dwa Złote Globy muszą coś znaczyć.

Historia w filmie oparta jest na prawdziwych wydarzeniach, co jeszcze bardziej mnie nań zajawiło. Opowieść dotyczy tytułowej "Operacji Argo", której celem było uratowanie sześciu Amerykanów z Teheranu. Udało im się uciec z amerykańskiej ambasady podczas ataku na nią w i ukryć się pod skrzydłami Kanadyjczyków. Dni jednak mijają, a grupka pozostaje w ciągłym stresie w Iranie. Pomocy ma udzielić CIA, a konkretniej agent Tony Mendez (Ben Affleck). Wymyśla on plan ewakuacji szóstki pod przykrywką... ekipy filmu science-fiction.


Dzięki temu elementowi fabuły, poważny scenariusz nabiera również nutki komizmu. Tworzony jest on w szczególności przez dwóch wspólników Tony'ego w fałszywej operacji - hollywoodzkiego producenta Lestera Siegela (Alan Arkin, dostał za tę rolę nominację do Oscara za najlepszego aktora drugoplanowego) oraz charakteryzatora Johna Chambersa (John Goodman). Rzucają oni przez cały film garścią zabawnych sytuacji i tekstów, w tym znajdującym się w tytule dzisiejszego postu zwrotem "Argo fuck yourself".  Co ciekawe, wielu osobom wbił on się do głowy równie mocno, co sama fabuła filmu.

Pozostali aktorzy również spisali się dobrze, choć czasem wyjątkowo moją uwagę odwracały przezabawne wąsy bohatera granego przez Rory'ego Cochrane'a. Charakteryzatorzy ewidentnie stanęli na wysokości zadania! Tak w końcu wyglądali ludzie pod koniec lat osiemdziesiątych. Ogromny plus dla Bena Afflecka, który przecież nie tylko zagrał główną rolę, ale również zajął się reżyserią całości. I udało mu się to naprawdę dobrze! Hollywoodzki styl, z którego jednak wyrzucono sztuczność.

Trudno mi ocenić "Operację Argo". Z jednej strony jest to film dobry, do którego nie mam w sumie żadnych większych zastrzeżeń. Z drugiej jednak, nie jestem pewien, czy rzeczywiście jest to twór na miarę Oscara i Złotych Globów. Może to tylko ze względu na moje uprzedzenie do tego typu kinematografii, może jednak mam rację. Na pewno przy doborze nominacji działało w tym przypadku jakieś rozmiłowanie w Ameryce członków Akademii. Nie chcę mówić o propagandzie, bo "Operacja Argo" wydaje się nie mieć z nią zbyt wiele wspólnego, ale to jednak historia o uratowaniu obywateli USA z rąk wrogów. 

Ostateczny werdykt? Polecam. Zarówno tym, którzy lubią takie filmy oraz tym, którzy, tak jak ja, rzadko po nie sięgają.

(kliknij na zdjęcie, by zobaczyć je w oryginalnym rozmiarze)

0 komentarze: