Podwiązki na stos

Dobrze wspominam swoją studniówkę. Ba, rzec mogę, że nawet bardzo dobrze. Impreza ze zdecydowanie lepszym klimatem niż jakakolwiek inna zabawa szkolna, spędzona na dodatek ze wszystkimi ludźmi, których chciałeś tam znaleźć. Z samego tego faktu wyciągam więc wniosek, że studniówki są ogólnie naprawdę fajnymi imprezami, nawet dla największych nerdów klasowych.

Trudno nie docenić tego spotkania z najlepszymi znajomymi, nietypowego podejścia nauczycieli, dalekiego od tego stricte "szkolnego", tańca i potajemnego popijania niekoniecznie przez wszystkich mile widzianych napojów. Wszyscy się uśmiechają i nawet kujony zapominają na chwilę o maturze. I naprawdę miło mi się patrzy, gdy kolejne roczniki także tradycję studniówki utrzymują i bawią się w najlepsze. I tylko jedno magiczne "ale" świdruje mi w głowie.

Przeglądam zdjęcia ze studniówki jakiejś przypadkowej fejsbukowej znajomej. Na pierwszym zdjęciu uśmiechnięta, obok partner, wzrok jeszcze trzeźwy. Dalej jakieś fotki z kumpelami, zbliżenia na twarze. Niektóre mają krzywe zęby i niepotrzebnie je eksponują, ale "oj tam, oj tam". Mimo tego, żadna "torba na głowę" nie byłaby potrzebna, więc popatrzeć można. Aż tu nagle JEBS. Fotograf uwiecznił kultowe zdjęcie każdej studniówki: "drogie panie, podnieście sukienki, pokażcie podwiązki".

Nie lubię tych ujęć. Pamiętacie pewnie jeszcze słynny post o stopach. Do niedawna myślałem, że ta część ciała, to jedyne, z czego pokazywaniem kobiety (nawet te seksowne) powinny się powstrzymywać. Studniówkowe galerie przypomniały mi jednak, że jest coś jeszcze - zabierzcie mi sprzed oczu uda z podwiązkami.

Okej, wyjaśnijmy coś sobie: w tej kwestii jest mimo wszystko lepiej niż ze stopami. Bo gdy w ich przypadku nawet bardzo seksowne kobiety mogą mieć pewien defekt, tak ładne dziewczyny w podwiązkach nie wypadają najgorzej. Choć uroda to w tym przypadku nie jedyna kwestia, jaka może rozsądzić o sprawach "życia i śmierci". 

Mnie w tym przypadku odstrasza kompilacja paru różnych elementów. Po pierwsze, oczywiście, niezgrabne nogi. Konkretniej - po prostu grube uda. Ja wiem, że teraz hipsterka moda podpowiada, by wołać "prawdziwe kobiety mają krągłości", a do tego dorzucać zdjęcia nie tyle istotnie kobiet o delikatnych krągłościach, co prawdziwych wielorybów. Wybaczcie mi jednak Drogie Panie - ja wolę po prostu dziewoje szczupłe. Nie kościotrupy (czyli praktycznie wszystkie modelki), nie, że zero tłuszczu, ale po prostu kobiety, spod których koszulki nie będzie się wylewał brzuch.

Poza tym, oprócz grubawych ud, odrzuca mnie również to coś, co dziewczyny zazwyczaj na studniówce na nogach mają. Patrz: rajstopy cieliste (Wujek G podpowiada, że tak się to profesjonalnie nazywa). Odrzucają mnie one totalnie w jakiejkolwiek formie i naprawdę nie do końca rozumiem, czemu wciąż tyle młodych dziewczyn je nosi. Taki macie teraz wybór seksownych rajstop czy pończoch w pierdyliardy wzorów, a Wy i tak idziecie w zaparte, nosząc to samo, co Wasze prababcie. Mały tip: "cieliste" nie znaczy w tym przypadku, że tego okropieństwa w ogóle u Was nie widać. Ba - rzuca się ono w oczy jak student na kacu podczas porannych wykładów. Czyli bardzo.

Nie mam przesadnie nic do samych podwiązek, no bo to przecież tradycja i do tego raczej bezbolesna. Jej kultywowanie zostawmy w spokoju, tak samo jak tradycję studniówki. I ja też rozumiem, że dziewczyny wrzucać te charakterystyczne zdjęcia lubią, a ja przecież nie mam zamiaru nikomu tego zabraniać. To jest Wasz dzień, róbcie z tej okazji co chcecie.

Tylko nie wysyłajcie mi specjalnie tych fotografii na Facebooku, bo prawdopodobnie tylko wzbudzicie moją niechęć. Mała rada, mimo wszystko: opuście tę sukienkę, pokażcie te części ciała, które macie u siebie najlepsze (jeśli nie macie takich w ogóle, to nic już raczej z tym nie poradzicie, przykro mi) i bang - wrzucajcie na Facebooka.  Od razu patrzy się na to lepiej. Wilk syty, owca cała. Czy coś.

A kto wie, czy gdzieś w zakątku internetów nie znajdzie się jeszcze jakaś chmara ludzi, którzy podobnie jak ja traktują zdjęcia z cyklu "drogie panie, pokażcie swoje podwiązki". Jeśli jakimś cudem tak jest - dajcie znać, zjednoczymy się w naszej rozpaczy.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Fuj.
Źródło: Flickr.com

12 komentarzy:

  1. Oj Mikołaj. Kobiety chyba mają z Tobą ciężko:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, mimo wszystko ja tę sprawę trochę tu hiperbolizuję, więc chyba nie jest aż tak źle :) Spotkałem się natomiast na pewno z jednym i to wielokrotnie - przytykami co do mojej nienawiści skierowanej ku balerinkom. Cóż jednak poradzić, zdanie me w takich kwestiach zmienić naprawdę trudno :)

      Usuń
  2. Co do balerinek. Zbadałam temat. Nie jesteś w tej nienawiści odosobniony. Niestety:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tradycja czy nie, podwiązki to syf. Dziękuję, dobranoc. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię i właściwie nie wiem "a komu to poczebne". Ani to ładne, ani przydatne.

      Usuń
  4. Dla mnie to dość 'tani' element tradycji. Sama nie miałam podwiązki, rajstop cielistych też nie, ale przyznam, że te elementy kroją naszą mentalną 'elegancję studniówkową', czego przykładem cały szpaler nóg w poliestrowej siatce...
    Od siebie dorzuciłabym jeszcze satynowe sukienki(śliski materiał, błyszczące:)
    Także tego, łączę się w rozpaczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z drugiej strony, może te innowacje studniówkowe też nie powinny iść zbyt daleko? Tak zawsze o tym myślę, gdy widzę facetów w garniturach i adidasach do tego :)

      Usuń
  5. Życzę wszystkim młodym Polakom aby serwowali swoje outfit'y z dobrym smakiem, i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie na 100-dniówce podwiązkowych zdjęć nie było. Dyrektorski zakaz i tyle. Widzisz Lo1 w Głogowie sprosta twoim oczekiwaniom

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe. Intryguje mnie tylko, jaki był oficjalny powód tego zakazu?

      Usuń