Warsaw Sneaker Market - święto polskich butoholików?

Zdaje się, że właśnie na takie "święto polskich butoholików" tegoroczny Warsaw Sneaker Market był przez niektórych fanów kreowany. Nie ma się co temu dziwić, bo choć szał na buty sportowe w naszym kraju zaczął się już na dobre, tak wciąż jest to raczej segment "rozwijający się" niż "rozwinięty". Czy WSM jednak spełnił pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem to osobiście, wybierając się w sobotę do Warszawy.

Całość miała miejsce w całkiem popularnym zakątku stolicy - 1500m2 do wynajęcia. Pierwsze wrażenia? To zależy od momentu, w którym dana osoba przyszła. Nam ze znajomymi udało się całkiem nieźle, bo zjawiając się około dwadzieścia minut przed otwarciem bramek, zagwarantowaliśmy sobie dość krótkie czekanie w kolejce. Byliśmy w pierwszej czterdziestce, dostaliśmy więc gift - sznurówki. Prezent raczej wyśmiewany wśród zwiedzających, aczkolwiek, jak mówi znane przysłowie: "lepszy rydz niż nic". 

Inni mieli trochę gorzej, bo kolejka ciągnęła się na naprawdę całkiem pokaźną długość. Praktycznie za każdym razem, gdy wychodziłem na chwilę z 1500m2, ciągle widziałem kilka osób wciąż czekających na wejście. Nie można raczej jednak tego zrzucać na organizatorów, a po prostu jest się z czego cieszyć - event odwiedziło około 2500 osób. Przyciągnął ich na pewno dodatkowy atut całości - można się było dostać na WSM za darmo.

fot. Piotr Ciężkowski
Jak z samą zawartością 1500m2 w tenże dzień? Jeśli planowałeś porządne zakupy - raczej nie był to event dla Ciebie. Owszem, trochę stanowisk było: niektóre należały do sklepów, inne do prywatnych wystawców. Większość butów na nich była jednak dość standardowa i raczej trudno było wskazać więcej niż kilka naprawdę interesujących "okazów", będących w zasięgu ręki większości zwiedzających. Oczywiście, można było podskoczyć do stoiska Harpagana i tam wybrać limitowane edycje za kilka tysięcy. 

Swoją drogą, wiąże się z tym ciekawa historia. Sam przy tym nie byłem, aczkolwiek słyszałem relacje naocznych świadków. Ponoć ktoś, oglądając jakiś naprawdę wręcz legendarny but, postanowił powiedzieć wprost: "ile chcesz za niego?". Odpowiedź brzmiała: "siedem i pół". Kupujący potargował się do równej "siódemki", wyciągnął portfel, a z niego siedemset złotych. Tłum zaczął się śmiać. Sprzedającemu chodziło bowiem nie o "siedem i pół" stówki, a "siedem i pół" tysiąca.

Poza stoiskami stricte butowymi, znalazło się też trochę stanowisk z ciuchami. Była Koka ze sporym asortymentem, był też ciekawy Apartment 8. To w ogóle takie moje małe odkrycie WSM-u, które naprawdę mnie zainteresowało. Sam ostatecznie nic z ciuchów nie kupiłem, ale do kilku rzeczy mocno się przymierzałem, myślę więc, że warto i Wam polecić ten intrygujący sklep. W sieci znajdziecie go TUTAJ.

fot. Piotr Ciężkowski
Pochwalić natomiast należy dodatkowe atrakcje sneakerowe, czyli stoiska firm obuwniczych. Butów na nich kupić się nie dało, ale można było popatrzeć na egzemplarze, które pojawią się na półkach sklepowych w przeciągu najbliższych miesięcy. Byli ludzie z Asicsa, Pumy czy Etnies. Szczególnie to ostatnie stoisko mnie zainteresowało, bo prezentowano tam nadchodzące wersje nowego modelu firmy - Scout. Mam już jedną parę, z której jestem naprawdę cholernie zadowolony i na pewno podrzucę wkrótce jej recenzję na blog, podobnie jak miało to miejsce z Nike Roshe Run.

Całkiem nieźle było też w innych kwestiach, np. gastronomicznych. W środku 1500m2 można było sobie wszamać jakieś dziwaczne, mocno hipsterskie jedzenie od KFTNgastro (ale było naprawdę smaczne!), naleśniki od Mr. Pancake czy napić się drinków lub Yerbaty. Przed obiektem stał natomiast mobilny pojazd Bobby Burger, sprzedający - jak sama nazwa wskazuje - hamburgery. Ponoć też były one niezłe.

Czy więc WSM należy zaliczyć na plus? Owszem. Ja jestem szczególnie zadowolony, bo wyszedłem z całości ze swoją pierwszą parą Asicsów. Nie nazwałbym tego jednak "świętem polskich butoholików". Na razie pozostańmy przy tym, że to po prostu fajny event, który ma szansę rozwinąć się w coś jeszcze lepszego. Wystarczy, by kolejna edycja była "bigger, better & more badass". Tylko trzeba to zrobić z naprawdę porządnym przytupem.

PS. Zdjęcia zamieszczone w poście zostały zrobione przez Piotra Ciężkowskiego. Jego facebookowy fanpage znajdziecie TUTAJ.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

fot. Piotr Ciężkowski

0 komentarze: