W Polsce nie mów po polsku

Idę sobie ostatnio przez centrum Krakowa, w upale pędząc na uczelnię. Słuchawki moje grają dość cicho (wymieniam je od roku), przez co słyszę wszystko wokół mnie lepiej niż samą muzykę. Jakoś do tego jednak już się przyzwyczaiłem. Tym samym, gdy słyszę blisko mnie charakterystyczne: "e, ziomek", odwracam głowę i widzę przed sobą dość typowego dresa.

Czy szykował się kultowy "wpierdol"? Nie sądzę - w końcu był to środek dnia, a paradoksalnie Kraków wydaje mi się całkiem bezpiecznym miastem nawet w nocy, o trzynastej czy czternastej po południu nie wspominając. Domyślałem się więc, że musi tym samym chodzić o wyżebranie paru złotówek na piwo/fajki/ćpanie. Automatycznie zastosowałem więc swoją zwyczajową sztuczkę: zamiast polskiego "tak?" czy czegokolwiek w tym rodzaju, wyrzuciłem z siebie moim najlepszym "amerykańskim" akcentem "yeah?".

I zadziałało! Koleś spojrzał się na mnie dziwnie i wypalił jeszcze: "a, Ty jesteś jeden z tych tych". W domyśle - wziął mnie autentycznie za turystę. Ja wciąż udając niezrozumienie wzruszyłem ramionami i poszedłem dalej. Na twarzy mej widniał tryumfalny uśmiech, a w myślach kręciła się już wizja tegoż oto dzisiejszego wpisu.

Zaprawdę powiadam Wam bowiem: jeśli jesteście w dużym polskim mieście i macie dość ulotkarzy i ludzi zapraszających Was do przybytków wszelakich - stosujcie inny język. Oczywiście angielski jest najprawdopodobniej najłatwiejszy, bo powiedzieć "sorry" z ewentualnym dodatkiem "I'm not Polish" potrafi każdy. Wysilić się na jak najbardziej zagraniczny akcent też paradoksalnie nie jest trudno.

A ile to razy takie zagranie mi pomogło! Większość naganiaczy po takim haśle zwyczajnie się od Ciebie odczepi, bo sami wydukać zbyt dużo po angielsku nie potrafią. Oczywiście, zdarzają się też sytuacje, że ktoś nagle przeprosi Cię szybko i zacznie nawijać w narzuconym przez Ciebie języku, ale z doświadczenia wiem, iż są to przypadki rzadsze. Ale gdy się już zdarzy, to szczerze przyznaję - jest to całkiem zabawne.

Co dodatkowo ciekawe - wtedy nagle ci wszelacy zaganiacze robią się kilkukrotnie milsi. Nagle znika z nich smutne: "ej, może chcecie na piwo...", a pojawia się wesołe "hi, maybe some beer?!". Podobna sytuacja miała miejsce, gdy kilka razy na ulicy automatycznie pomylono mnie z kimś z zagranicy i zaczęto rozmowę od razu po angielsku. Turyści spoza Polski są zwyczajnie chętniej poszukiwani niż rodacy.

Wtedy jednak dla śmiechu można całą sprawę odwrócić, odpowiadając po polsku. Wówczas zazwyczaj z ust naszego zagadywacza wydobywa się tylko stłumione "oh". Bo spodziewał się przecież "bogacza z zagranicy", a nie "Polaka Biedaka Cebulaka".

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

2 komentarze:

  1. Gdybym tylko miała odwagę gadać swobodnie po angielsku :D
    Ale serio, patent bardzo dobry i ładnie pokazuje, jak Polacy odnajdują się w rozmowie z (rzekomymi) obcokrajowcami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, jakiejś wielkiej odwagi do wydukania jednego zdania mieć nie trzeba! :D

      Usuń