#instadżender

Znalazłem sobie ostatnio przyjemną zabawę, która jednocześnie w jakimś stopniu jest mym natchnieniem do blogowania. Zacząłem codziennie przeglądać Instagram, do kolejnych zdjęć dochodząc w różny mniej lub bardziej typowy sposób. Czasem więc sprawdzam zdjęcia swoich znajomych, a kiedy indziej fotografie znajomych znajomych. Najczęściej jednak stawiam na prostotę i wpisuję sobie różnorodne hashtagi, które nieraz potrafią naprawdę zadziwić.

Można więc wpisać sobie w wyszukiwarce chociażby "#christmas" i zobaczyć, że - chociaż mamy już prawie lato - niektórzy ciągle tagują w ten sposób swoje zdjęcia. Albo zmienić to potem na "#slurpslurp" i być zadziwiony samym faktem, że tak oznaczonych fotek jest prawie dziesięć tysięcy. Jest nawet bardziej konkretne "slurpslurpsaturday" albo "slurpslurpnigga". Pomysłowość internautów poraża.

Jednak jako prawdziwy samiec alfa, lubię również oglądać zdjęcia ładnych niewiast. A że doceniam nasze swojskie, rodzime dziewczęta z Polski, to od czasu do czasu wchodzę zwyczajnie na kilkumilionową kolekcję zdjęć otagowanych "#polishgirl". Wśród zalewu trzynastolatek, belieberek i kwiatonators (czy jak one się tam zwą) naprawdę można tam bowiem znaleźć dziewoje, na których widok na twarzy pojawia się klasyczna mina "not bad".

Jest jednak pewna rzecz, która bawi mnie za każdym razem, gdy na ten hasztag zdarzy mi się wejść. Zawsze bowiem zdarzy tam się rzecz, która na pewno nie przyjdzie Ci jako pierwsza na myśl podczas myślenia o możliwym contencie na "#polishgirl". Zamiast powabnych ciał i pięknych twarzyczek pojawia Ci się tam nagle... facet. Mężczyzna, rzekomy samiec alfa, w istocie zaś sam nazywający się "#polishgirl".

I jest to jeden z tych aspektów Instagrama, które ja ciągle próbuję rozkminić, acz nie wychodzi mi to najlepiej. No bo okej - rozumiem, że ktoś ponad wszystko pragnie tych głupiutkich lajków i taguje swoje zdjęcia najpopularniejszymi możliwymi hasztagami. Ale ja np. czułbym się jakoś nieswojo, określając swoje zdjęcia już jako chociażby "#like4like", "#follow4follow", "#jeans4blowjob" czy tym nieszczęsnym "#polishboy". "#polishgirl" pod swoim zdjęciem nie odważyłbym się jednak napisać chyba nawet będąc na totalnym haju. No chyba, że jakaś "#polskadziewoja" by obok mnie na tej fotografii istotnie była.

Tu natomiast dostajesz kolesia z gołą klatą, sześciopakiem i grzywą postawioną na żel, tagującego się "#polishgirl". Jeszcze zabawniejsza jest sytuacja, gdy z ciekawości wkraczasz na profil takiego osobnika, a tam znajdujesz jakieś prawilne fotki z dzielni albo grafiki patriotyczne, wskazujące na narodowca. I jak to człowiek ma wtedy interpretować? Wpływ dżendera na najbardziej radykalne jednostki? Ukrywanie się ze swoją wewnętrzną płcią, okazywane jedynie przez takie delikatne podsuwania dziewczęcych hasztagów? "#instadżender" w najczystszej postaci?

Zresztą nie tylko faceci-dziewczyny są śmieszną częścią najpopularniejszych hasztagów na Instagramie. Podobnych dziwactw, napędzanych jedynie chęcią zdobycia jak największej ilości lajków, jest mnóstwo. Ostatnio znalazłem na przykład zdjęcie góry oznaczone jako "#polishgirl". Ale może to ja śmiałem się niepotrzebnie, bo ośnieżony szczyt Tatr miał być po prostu metaforą kobiecej piersi. Tacy instagramowi Mickiewicze trochę.

Przy okazji przypominam, że i mnie na tym szalonym portalu, zwanym Instagramem, możecie obserwować. Mój profil znajdziecie o TUTAJ. Enjoy & get inspired!

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

3 komentarze: