Gumobalonowy bas


Ludzie uważający się za hipsterów słuchają zwykle muzyki znanej prawie każdemu nastolatkowi. Nie - indie rock, downtempo i ambient nie są już gatunkami przeznaczonymi dla niszy. To, że nie jest to raczej muzyka puszczana w polskich radiach, nie znaczy od razu, że ich głównych reprezentantów nie zna przypadkowy dwudziestolatek na ulicy. 

Fani prawdziwych nisz totalnych znajdują sobie jednak regularnie nowe gatunki, których mogą słuchać w zaciszu swoich domostw, udostępniając potem konkretne tracki swojemu jedynemu znajomemu na Facebooku. Ostatnie lata wśród muzycznych hipsterów stały pod znakiem tak dziwacznych nazw jak vaporwave, seapunk czy witch house. I gdy już myślałem, że dziwniejszych rzeczy nie da się wymyślić, że widziałem wszystko, co rok 2014 miał do zaoferowania, okazało się, iż jak zwykle się myliłem. Z czeluści piekielnych wyrósł bowiem nowy fenomen - bubblegum bass, czyli po polsku mniej więcej "gumobalonowy bas".

"Czeluście piekielne" to jednak w tym przypadku nie lawa, magma i rogaty koleś. Wyobraźcie sobie, że Panoramix wrzucił do jednego kociołka wokale laski z Die Antwoord, Hatsune Miku, czyli pierwszą w historii piosenkarkę, która tak naprawdę jest wyłącznie hologramem, Yung Leana, tony najbardziej różowych cupcake'ów i muffinów, a także kilka geekowych dziewczyn, porwanych sprzed konsoli z odpalonym "Resident Evil". Dorzućcie do tego elektronikę, niebezpiecznie zbliżającą się do poziomu kiczu z radiowych hitów. Pieprz i sól do smaku, a potem już tylko wymieszać. Prawdopodobnie tak właśnie powstał bubblegum bass.

Nowy hit (przede wszystkim) końcówki roku 2014 reprezentowany jest na tę chwilę raptem przez kilku czy maksymalnie kilkunastu wykonawców. Na ich kawałki składają się w dużej mierze mocne, elektroniczne bity i słodki syreni śpiew. Kompozycje są naprawdę bardzo nierówne i jeden wykonawca może mieć zarówno w swojej kolejce imprezowy hit, jak i totalną muzyczną kupę, którą chce się wyłączyć już po paru sekundach.

SOPHIE nie jest kobietą. To facet z Londynu, którego kawałki są jednymi z najpopularniejszych reprezentantów gumobalonowego basu. Tworzy mocne elektroniczne dźwięki, dorzuca do tego wokal brzmiący jak słodziutka nastolatka i puszcza to w eter. Jego "Bipp" jest moim zdecydowanym faworytem. To naprawdę energetyczny track, który namawia do ruszenia tyłka z kanapy i rozkręcenia własnej imprezy. Nie wszystkie jego pozostałe kawałki mi się podobają, ale warto spośród nich wyróżnić choćby "Nothing More to Say".


SOPHIE jest także współproducentem obecnie najpopularniejszego kawałka z gatunku bubblegum bass - "Hey QT". Choć znalazł sobie on całkiem spore grono fanów, dla mnie "cuteness level" jest w tym przypadku zbyt wysoki, bym potrafił tego słuchać z przyjemnością. Już bardziej podchodzą mi kawałki chyba najbardziej creepy wykonawczyni spośród wszystkich gumobalonowych wokalistek - GFOTY (skrót od Girlfriend Of The Year). Warto zwrócić uwagę, że jej na pozór głupie teksty przepełnione są sporą ilością ironii, co dobrze widać szczególnie we "Friday Night" czy "Bobby".

Moją faworytką spośród bubblegumowych dam jest jednak chyba Hannah Diamond. Jej kawałki są trochę spokojniejsze od całej reszty, a spośród nich warto wspomnieć o "Attachment" czy "Pink and Blue". Szukających mocniejszych, bardziej bliższych mainstreamowi wrażeń, można natomiast odesłać do bangerowego kawałka "Every Night". Za większość (jeśli nie wszystkie) podkłady Hanny odpowiedzialny jest naczelny producent gatunku - niejaki PC Music. Jeśli chcecie być na bieżąco z rozwojem bubblegum bass, śledźcie jego SoundCloud.

Nie mam jeszcze do końca sprecyzowanego zdania o tym całym gumobalonowym basie. Najbardziej ciekawi mnie jedna rzecz - czy uda mu się przedrzeć do mainstreamu. Vaporwave czy seapunk pozostały w dużej mierze gatunkami niszowymi, "hipsterskimi", często słuchanymi nie na serio, tylko wręcz dla beki. Bubblegum bass ma jednak - w przeciwieństwie do nich - potencjał radiowy, tworzony przez wesołe, wpadające w ucho piosnki. 

Ten nowy gatunek to ciekawa odskocznia od dominującego obecnie popu. Choć na pierwszy rzut oka (ucha?) dużo między nimi podobieństw, szybko można wyłowić konkretne różnice, jakimi kierują się twórcy spod znaku gumy balonowej. Czy bubblegum bass pozostanie dalej w swej niszy, czy też za kilka lat jego reprezentantów będziemy mogli słuchać dzięki radiu podczas zwykłej jazdy samochodem? Trudno na tę chwilę wyrokować. Warto jednak przyglądać się temu ciekawemu fenomenowi, bez względu na upodobania muzyczne.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)
Zdjęcie wykorzystane w dzisiejszym poście to youtube'owa "okładka" kawałka "Hey QT".

3 komentarze:

  1. Dałeś link do Bobby dwa razy zamiast do Friday Night :D Ściągnąłem na odtwarzacz. Nie mój gatunek ale wpada w ucho ;)

    OdpowiedzUsuń