Urodziłeś się w normalnym pokoleniu

Są pewne konkretne rodzaje komentarzy, które pojawiają się regularnie pod dosłownie każdym mainstreamowym hitem muzycznym. Spośród tych typów na potrzeby dzisiejszego postu wyciągnąłem natomiast jeden. I nie, nie chodzi tu o: "chujowe, nie słuchałem". Dziś pod lupę weźmiemy tych ludzi, którzy "urodzili się w złym pokoleniu".

Jesteś bardzo alternatywnym czternastolatkiem, który uważa się za nowego zbawiciela świata. Niektórzy są spoko, ale nikt nie jest tak dobry jak Ty. Masz najlepszy gust muzyczny i każde odstępstwo od niego uważasz za najgorszą muzykę na świecie. Stoisz w opozycji do "radiowego ścierwa", gardzisz nim i pomiatasz znajomymi z gimnazjum, którzy znają wszystkie kawałki na szkolnej dyskotece. 

Ty nie znasz żadnego. Spluwasz co chwilę w bok i mówisz do swojego jedynego kumpla: "puściliby coś dobrego wreszcie". Rihanna dziwka, David Guetta pedał, Skrillex głupie techno. Chcesz czegoś ambitnego! Panie didżej, puść pan Nirvanę, Metallicę, AC/DC albo Pink Floyd! Wszyscy na pewno będą się do tego świetnie bawić! Didżej patrzy na Ciebie z niezrozumieniem i przekrzykuje muzykę tekstem: "spadaj, mały!". Urodziłeś się w złym pokoleniu.

Kiedyś - to była dobra muzyka, no nie? W latach 80. czy 90. wszyscy słuchali dobrej muzyki! To były, kurczę, świetne lata! Żałuję, że nie urodziłem się w latach 70. albo nawet i 60.! Wtedy bym słuchał fajnych rzeczy z radia, a nie to co teraz! Justina Biebera nie chce nawet szatan w piekle, jest tak tragiczny. Rock is not dead, szmaty!

Źródło: Gratisography.com
Wiecie co - sprawdziłem sobie z ciekawości, jak rzeczywiście wyglądały muzyczne top poprzednich pokoleń. To właściwie całkiem prosta sprawa: wystarczyło wygooglować sobie "Hot 100" Bilboardu z dowolnego roku. Wybrałem kilka różnych dat, sprawdziłem jak wyglądała wówczas sytuacja i... zaśmiałem się pod nosem.

Rok 1994 - moje narodziny. Numer jeden Bilboardu z tego roku to kawałek "The Sign" zespołu Ace of Base. Możecie ich nie znać, więc podpowiem Wam, że zespół ten można spokojnie nazwać "szwedzką Abbą" - tylko zdecydowanie bardziej kiczowatą. Słuchając ich hitu "The Sign" oraz oglądając teledysk do niego, można się całkiem nieźle uśmiać. Ten bit, te ruchy - ten kicz!


Na dalszych pozycjach plasują się tacy artyści jak Madonna, Céline Dion, Mariah Carey czy All-4-One. W skrócie - sporo kawałków nagranych na jedno kopyto, ale pasujących do ówczesnych trendów. Rock? No coś tam jest, na przykład Bon Jovi na 91. pozycji. Niedaleko za nim jest jeszcze jeden klasyk: "łotyslow, bejbi dont hert mi, dont hert mi, noł mor!". Rok później największym hitem było... "Gangsta's Paradise".

Rok 1992 - zaczyna się moda na rap. Na razie ten trochę bardziej bekowy. Numer dwa na liście to Sir Mix-a-Lot ze swoim "Baby Got Back", a tuż za nim Kris Kross i "Jump". Na ósmym - brawa - Red Hoci. Gunsi i "November Rain" na siedemnastym. Nirvana ze swym największym hitem na trzydziestym drugim. Fajnie, ale to ciągle nie jest popularność czarnego rnb, z TLC i En Vogue na czele. Ja do takiej muzyki nic nie mam, ale to nie są raczej dźwięki godne czternastoletniego anarchisty, będącego największym znawcą rocka na świecie.



Ale żeby nie było, że siedzimy tylko w latach 90., cofnijmy się dziesięć lat do tyłu. Rok 1985 stoi przede wszystkim pod znakiem dwóch hitów od Wham! (tak, tych od "Last Christmas") oraz Madonny i jej "Like a Virgin". Nie wiem, czy czternastolatkowie akceptują jako "swoich" zespół Foreigner albo Bruce'a Springsteena. Jakoś nie jestem przekonany.

Cofamy się jednak jeszcze dalej. Przed nami rok 1973, czyli moment, w którym wydany został rockowy klasyk - "The Dark Side of the Moon" Floydów. Kawałek "Money" z tego właśnie albumu, uplasował się dopiero na 92. pozycji. O wiele wyżej znajdziemy natomiast choćby Tony'ego Orlando, Dianę Ross albo Johna Denvera. Klasyki - owszem. Ale to chyba ciągle nie jest to, czego pragnęliby czternastoletni fani rocka.


Oczywiście, to wszystko jest trochę pobieżną analizą muzycznych trendów. Ale prowadzi ona jednak do zrozumienia pewnej istotnej rzeczy - Floydzi czy Nirvana nie byli nigdy największymi mainstreamowymi hitami. Pewnie, to były znane zespoły, lubiane niekoniecznie tylko przez najbardziej niszowych słuchaczy, ale w radiach puszczało się zasadniczo bardzo podobną muzykę (w sensie - dostosowaną do trendów) do tej, którą możemy usłyszeć dziś.

Za dwadzieścia czy trzydzieści lat okaże się najpewniej, że nastolatki chciałyby się urodzić na samym początku wieku XXI. Oni jednak nie będą najbardziej tęsknili za Rihanną czy Bieberem - tak jak my nie tęsknimy najbardziej za TLC albo Wham! Może jednak powiedzą: "szkoda, że nie mogłem na żywo zobaczyć Foo Fighters". Albo Linkin Park. Albo Avenged Sevenfold. Albo Muse , System of a Down czy Red Hotów. To są współczesne zespoły, ale naprawdę nie takie, które puszcza się obecnie z namaszczeniem w mainstreamowych radiach. 

A poza tym, Drogi Czternastolatku - z Nirvany się wyrasta. Naprawdę.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: