Jak poradzić sobie z nudą podczas nauki?

Nie musisz być studentem, żeby wiedzieć, iż obecnie całkiem spora część Polaków żyje jednym słowem: SESJA. Jeśli nawet jeszcze ten apokaliptyczny okres się nie zaczął, to każdy tematem zainteresowany śpi obecnie z zeszytami, chleb na śniadanie kroi na podręcznikach, a na Fejsbuku zamieszcza smutne piosenki i statusy w rodzaju: "omujboszetylkoniesesja". Jako student, ponownie więc czuję się zobowiązany do podjęcia na blogu tego jakże ambitnego tematu, zwanego sesją.

Mniej więcej rok temu omawiałem na MajkOnMajk pięć błędów najczęściej popełnianych podczas nauki (post ten znajdziecie o TUTAJ). Dziś natomiast pójdziemy w trochę innym kierunku. Co bowiem zrobić, gdy uczymy się już pół godziny czy całe sześćdziesiąt minut i nagle ten nadmiar wiedzy koniecznej do zapamiętania zaczyna nas strasznie nudzić? Mam na to swój sposób!

Przyznam szczerze - mnie czytanie tak samo brzmiących zdań nudzi już po dziesięciu minutach. Cofam się co chwilę do tego samego zdania i czytam ja na nowo tylko po to, by zrozumieć, że moje myśli odpłynęły gdzieś zupełnie indziej. Szukam więc sposobu, jak temu zaradzić i skupić mózg właśnie na chłonięciu wiedzy, I zgadza się - wpadłem na niesamowity pomysł.

Źródło: Flickr.com
Cały proces to pięć etapów, które są zasadniczo bardzo do siebie podobne, ale to z kolei sprawia, że i one mogą się znudzić. Dlatego najlepiej na każdy z nich poświęcić około pięć minut, a potem przeskoczyć do następnego. Co mi daje mój magiczny sposób? Po pierwsze - sporą dawkę funu; po drugie zaś - łatwiejsze wwiercanie w swój mózg rzeczy, których należy się nauczyć.

Ostrzegam jednak, że to nie jest sposób dla każdego. By z niego korzystać, musisz być chociaż trochę szalony, czyli - inaczej mówiąc - nie do końca normalny. Starajcie się nie robić tego przy innych, bo mogą chcieć wezwać do Was psychiatrę.

Ach, i jeszcze jedno - miejcie pod ręką wodę i ją pijcie dość często. Jak już zaczniecie korzystać z mojego pomysłu, zrozumiecie dlaczego.

Chcecie mimo tego spróbować? No to zaczynajmy!


Etap 1: głośne czytanie

Okej, to brzmi jeszcze w miarę normalnie, prawda? Dajmy jednak sobie czas na rozkręcenie. Zacznijmy więc po prostu od czytania na głos. Takim normalnym, spokojnym głosikiem. Wymawiaj kolejne słowa dokładnie, rozkminiaj każde słowo, którego nie możesz odczytać, jeśli piszesz równie niedbale co ja. Czytaj tak, jakbyś robił to w myślach - tylko że na głos.

Etap 2: na dziennikarza

Wyobraź sobie, że jesteś właśnie w radiu i mówisz przez mikrofon do setek, a może nawet i tysięcy słuchaczy. Kojarzysz, jak nawijają dziennikarza w wieczornych wiadomościach? Pora więc zmienić normalne, głośne czytanie na taśmę profesjonalną. Prezentuj rozwój komórek u pasikoników tak, jakby to był najważniejszy news dnia, jakby od tego zależało istnienie milionów. Brzmi głupio? W przeciwieństwie do wielu, ja mówię: "spróbuj tego w domu". A to dopiero początek funu.

Etap 3: na Bogusia Lindę

Nawet praca dziennikarska może się jednak po jakimś czasie znudzić. Zrzucamy więc z siebie garniaka i zakładamy znoszoną koszulę, jeansy i skórę. Jesteśmy Bogusiem Lindą. Od naszego zakładnika możemy wydobyć najważniejszą tajemnicę tylko przy pomocy rozdziału piątego z podręcznika do makroekonomii. Kolejne trudne słowa przeplatamy swojską "kurwą", coby zabrzmiało to bardziej doniośle. Zadajemy ciosy werbalne raniące bardziej niż niejedna kula z AK47.


Etap 4: na księdza

Brzydkie słowa też się jednak mogą znudzić! Dlatego tym razem obracamy naszą moralność o 180 stopni i wcielamy się w świętobliwego księdza. Ale nie - tym razem już nie po prostu mruczymy coś pod nosem, a śpiewamy! Przypomnijcie sobie, jak doniośle brzmi intonowanie niektórych fragmentów mszy w kościele. W psalmiczne rytmy podrzućcie sobie opis wojny wietnamskiej. Wojna nigdy nie była tak piękna.

Etap 5: na grajka do kotleta

A gdy już stwierdzimy, że nasze struny głosowe przyzwyczaiły się do mszalnej intonacji, możemy zmienić to po prostu na śpiewanie. Wyobraź sobie, że jesteś w eleganckiej restauracji, gdzie stolik rezerwować trzeba pół roku wcześniej. Ty jednak nie zajadasz się dziś pysznymi daniami, a umilasz czas gościom swoim śpiewem. W tle przygrywa pianino, saksofon i perkusja. Ludzie i tak nie zwracają uwagi na to, co śpiewasz. Czemu więc nie zanucić jazzowej ballady o prawie rzymskim? Może jakaś szycha jednak zwróci uwagę na Ciebie i przyjmie Cię do swej kancelarii, kto wie?

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

4 komentarze:

  1. Super pomysły. Ja wczoraj uczyłam się rosyjskiego, ćwicząc na skakance (i nie tylko). Byłam zdziwiona, że prócz ciała, udało mi się tak efektownie ćwiczyć umysł. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O proszę, też ciekawy pomysł! Może bym spróbował, ale nigdy mi ćwiczenie ze skakanką nie szło zbyt dobrze :D

      Usuń