Bitwa o ciepły tyłek

Zdecydowanie zbyt dawno nie było na blogu tekstu na bazie doświadczeń z komunikacji miejskiej. A przecież swego czasu takie posty pojawiały się regularnie i zawsze Czytelników rozbawiały! Nie martwcie się jednak - ja ciągle świat tramwajowy obserwowałem i swoje spostrzeżenia skrzętnie notowałem w pamięci. Oto więc wielkomiejski ból tyłka powraca na blogowe salony!

Typowa jazda krakowskim tramwajem w stronę Nowej Huty - tłumów nie ma, ale część osób musi jednak stać. Skupieni na sobie, nieprzeszkadzający innym pasażerom, nienarzekający, że nie ma dla nich miejsca. Tramwaj zatrzymuje się na kolejnym przystanku. Część osób wychodzi, w tym garstka tych, którzy mieli możliwość siedzieć na jakże wygodnych, krakowskich fotelach tramwajowych. Zaczyna się bitwa.

Ludzie wchodzący do pojazdu co prawda ciągle tłoczą się przed wejściem, jednak nie są aż tak niekulturalni, by nie przepuścić najpierw tych z tramwaju wychodzących. No - przynajmniej w większości. Co jakiś czas można bowiem natrafić na żądną krwi bestię, której wzrok przenika przez ściany i skanuje wnętrza wagonów. Gdy wyczuje wolne miejsce siedzące, przystępuje do ataku.

Jej oczy wychodzą z orbit i płoną czerwienią. Nie patrząc na wychodzących ludzi, groźny osobnik przebija się przez tłum i przeskakuje kilka metrów, byle tylko usadzić swój chłodny tyłek na ciepłym siedzeniu. W drodze odpycha na bok rząd ustawionych w tramwaju ludzi, spychając ich na innych pasażerów, wydających okrzyki oburzenia. 

Ale to nieważne! Istotne jest, iż bestii się udało! Teraz siedzi wygodnie, patrząc z wyższością na wszystkich stojących. Ma ironiczny uśmiech narysowany na twarzy, zakasuje rękawy, wydaje odgłos zwycięstwa. Rozsiada się niczym na tronie, wyciąga telefon i paca w niego nerwowo. Oznacza się na Fejsbuku: "tramwaj nr 52, miejsce nr 25". Szybko dostaje pierwszego (i jedynego) lajka - od siebie samej. Zadowolona, chowa telefon do torebki.

Do torebki, bo bestie to w zdecydowanej większości kobiety. Zwykle takie powyżej trzydziestki, jeszcze częściej już i po czterdziestce. Mam nawet własną teorię, dlaczego to właśnie one są tymi "bestiami". Czują się one po prostu wystarczająco stare, by nie być powszechnie uznawanymi za młode studentki, które stać nie muszą, ale jednocześnie nikt im miejsca nie ustąpi, bo przecież nie wyglądają, jakby miał zaraz zejść na zawał. Dlatego walczą o miejsce o własnych siłach - w końcu nogi już takie stare, takie przemęczone...

Ja nie narzekam na to wszystko - nie przeszkadzają mi takie sytuacje, dopóki jakaś gruba czterdziestka nie przeturla się obok mnie jak wielka kula do kręgli, odbijając się od mojego ciała dziesięć razy. Mnie to po prostu strasznie bawi, bo te babsztyle rzeczywiście wyglądają czasem jak bestie pełne żądzy krwi. Konieczność stania przez głupie pięć czy dziesięć minut spowodowałaby pewnie u nich całodniową depresję i na pewno jakże wielki ból nóg. 

One siedzą na tyłku, z uśmieszkiem myśląc, że właśnie wygrały życie - ja tymczasem stoję sobie spokojnie w kącie, czytam książkę i w myślach toczę z nich bekę.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Źródło: Flickr.com

0 komentarze: