Ad.M.a - A. wraca późno (recenzja + konkurs)

A. wraca szybko

Mniej więcej rok od premiery poprzedniego albumu, zatytułowanego "Szmaragdowa szczerość", Ad.M.a wraca do słuchawek fanów polskiego rapu z zupełnie nowym materiałem. Trudno się dziwić - dziewczyna zyskała sobie sympatię całkiem sporej grupy słuchaczy, co mogło trochę zdziwić, biorąc pod uwagę podejście wielu do udzielania się w hip-hopie kobiet. Tym bardziej, że "Szmaragdowa szczerość" była raczej jedynie zapowiedzią tego, iż Ada może się rozwinąć w niezłą zawodniczkę. 

Ucieszyłem się toteż, gdy usłyszałem, że Ad.M.a trafiła "pod opiekę" labelu 3/4 UDGS, który pod swe skrzydła przyjął już kilka ciekawych osobowości młodego, polskiego podziemia, a potem wydał ich naprawdę niezłe materiały. Na dodatek pierwszym singlem promującym nowy krążek Ady okazała się być bardzo dobra "Cyklotomia", zjadająca praktycznie każdy dotychczasowy kawałek raperki. Zdecydowanie było więc na co czekać, można było bowiem liczyć, że na podobnym poziomie będzie utrzymana reszta płyty. 

Czy tak się rzeczywiście stało? Zapraszam do dalszej części recenzji.


A jak to się zaczyna?

Zacznijmy jednak od tego, co sugeruje nam sama tracklista płyty. A tu na pierwszym miejscu plasuje się nie "normalny kawałek" czy muzyczne intro, ale około półtora minutowy skit. Takie krótkie przerwy między utworami pojawiają się na całej płycie kilkukrotnie i stanowią ciekawe nawiązanie do sposobu, w jakim robiło się płyty rapowe jeszcze parę lat temu.

Spotkałem się jednak z kilkoma negatywnymi komentarzami na temat skitów na płycie Ady. Moim zdaniem - niesłusznych. Sam koncept tych krótkich urywków jest jak najbardziej okej i przyczepić się można właściwie jedynie do "O czym myślisz?", które zostało po prostu rozpisane i zagrane słabo. Reszta jest całkiem okej, ze szczególnym wyróżnieniem dla skitu pierwszego, rzeczywiście ciekawie wprowadzającego w klimat płyty.


A co z tymi hip-hopami?

Wypada jednak wreszcie przejść do dania głównego, czyli pełnoprawnych tracków. Zacznijmy może od stwierdzenia, że Ad.M.a w naprawdę sporym stopniu rozwinęła się od czasu "Szmaragdowej szczerości". Pokazuje to nie tylko wspomniana wcześniej "Cyklotymia", ale także chociażby inny singiel promujący płytę - "Nokturn". Słychać coraz lepsze odnajdywanie się w naprawdę różnorodnych klimatach, ze szczególnym uwzględnieniem bitów trochę bardziej niuskulowych.

Ada okazuje się dziewczyną, która naprawdę rapować umie - potrafi pobawić się flow, teksty są całkiem spoko, a parę niezbyt pasujących do reszty jakościowo linijek można spokojnie przemilczeć. Sięga czasem do bardziej nowoczesnego podejścia do rapu, niekoniecznie skupiającego się wyłącznie na "sztywnej" nawijce, ale - co ciekawe - również w takich bardziej klasycznych wypada bardzo dobrze. Mamy tu przecież choćby "Autoportret", który - choć mocno klasyczny właśnie - nie brzmi wcale jak milion kawałków z polskiego podziemia. 


No i hej - jest jeszcze soczysty banger na sam koniec płyty. "Bohema 91" pokazuje, że Ad.M.a na spokojnie może także tworzyć kawałki, które na koncertach będą rozpalały tłum. We wspomnianym tracku towarzyszą jej do tego bardzo dobrze spisujący się Wicher oraz trochę gorszy, ale jednak niepsujący tracku Smooth Poet. Gości zresztą pani gospodarz wybrała sobie bardzo dobrze - poza tą dwójką jest jeszcze tylko Igrekzet, czyli człowiek, który ostatnio stał się wręcz ulubieńcem Ślizgu. 

ALE! Nie wszystko jest tu takie różowe. Z każdym kolejnym odsłuchem, coraz bardziej się wkurzałem na to, że Ada w każdym swoim kawałku chce rapować. A na niektórych bitach jej to nie wychodzi do końca dobrze. Nie mówię tu o jakimś wypadaniu z bitu. Po prostu, gdy nagrywa się na podkładach (skądinąd w większości bardzo przyjemnych), których jeszcze parę lat temu żaden raper w Polsce by nie dotknął, należy odrzucić praktycznie zupełnie klasyczne podejście do nawijki.

Weźmy taki "Nowy zmysł" - kawałek, na podstawie którego będzie mi chyba najłatwiej przedstawić to, o co mi chodzi. Ada przeplata w nim śpiewanie (czy jak bardzo trafnie ujął to Tomek Wicher w naszej rozmowie: "zawodzenie") z zasadniczo bardzo klasycznie brzmiącą nawijką. I gdy to podśpiewywanie potrafi zrobić za pierwszym razem "efekt wow", tak rapowe wstawki tutaj trochę psują atmosferę i zostawiają pewien niesmak. I tu nie chodzi wcale o to, że tylko Ada nie dałaby sobie z takim czymś rady. Wyobrażacie sobie "Marvins Room" Drake'a z klasycznym rapowaniem? No właśnie.


A z tymi śpiewami jak sprawa wygląda?

Bardzo dobre pytanie, Drogi Czytelniku! Odpowiadam więc - jest bardzo dobrze. Mam czasem wrażenie, gdy słucham tego albumu, że gdyby Ad.M.a na tych dwóch czy trzech trackach odpuściła sobie rapowanie, "A. wraca późno" byłoby katowane przeze mnie jeszcze bardziej. Pozostaje nam jednak zadowolić się tym, co jest. A cóż to takiego?

Przede wszystkim - refreny. Przemyślane, brzmiące sensownie i CHOLERNIE wkręcające się. Znałem wszystkie na pamięć po pierwszym odsłuchu płyty i przyłapywałem się na tym, że w tramwaju po cichu sobie je podśpiewuję. Mam nadzieję, że współpasażerowie nie wzięli mnie za jakiegoś szaleńca. Szczególnie, gdy w słuchawkach akurat leciało: "dotknij, dotknij, dotknij" z kawałka "Miraż". I od razu rozprawiam się z mitem - ten refren ani trochę nie brzmi głupio. Jest prosty, ale bardzo fajnie zmiksowany. 

Wszelkie śpiewanie czy też "zawodzenie" Ady zaliczam więc zdecydowanie na plus i wykrzykuję: "MOAR!".  Mam wrażenie, iż Ad.M.a bardzo dobrze czuje się w roli bardziej wokalnej, niezależnie od tego, czy mówimy o tych spokojnych, czy też bardziej energetycznych kawałkach.


A jak tego słuchać?

Tuż przed werdyktem ważne info dla tych, którzy jeszcze płyty Ady nie słuchali, a mają zamiar to zrobić - ten krążek brzmi kilkukrotnie lepiej na słuchawkach. Serio. Mam nawet specjalny przepis na idealny pierwszy odsłuch "A. wraca późno".

Czekasz aż całe niebo zasnuje ciemność, zakładasz wygodne buty oraz ciepłe ciuchy, po czym wyskakujesz w mrok miasta. Słuchawki na uszy/do uszu i odpalasz płytę jeszcze podczas wychodzenia. Ustawiasz sobie jakiś cel i idziesz w jego kierunku wśród światła miejskich latarni. Orientujesz się, że płyta Ady idealnie pasuje do tego klimatu i znasz już każdy refren czy podśpiewywany fragment na pamięć.

Więc zrób właśnie tak. Tylko najpierw dokończ czytać recenzję.


A werdykt jest taki

"A. wraca późno" nie jest płytą idealną, nie jest płytą świetną. Plasuje się gdzieś pomiędzy "bardzo dobra" a "dobra". Za pierwszym, drugim i trzecim razem jest najlepiej - potem zaczyna się dostrzegać te kilka rzeczy, które powinny zostać poprawione. Nie zmienia to jednak faktu, że zasadniczo całego krążka od A do Z słucha się z przyjemnością. Taką naprawdę porządną dawką przyjemności.

Ten krążek wróży Adzie zdecydowanie lepiej niż "Szmaragdowa szczerość". Rzekłbym wręcz, iż "A. wraca późno" jest kilka leveli wyżej od poprzedniego wydawnictwa. Czego ja sobie mógłbym życzyć od następnego krążka tej artystki? Gdy wrzuciłem fotkę z recenzowaną płytą na swój Instagram, jeden z Czytelników bloga, Szymon, napisał w komentarzu: "czemu ona się w tym rapie marnuje?". To nie jest do końca dobre stwierdzenie, bo przecież w paru kawałkach naprawdę Ada zjada rapowo ogromną część naszej sceny. Ale mimo wszystko czasem chciałoby się więcej tego jej zawodzenia. 

Płyta pół rapowa, pół śpiewana - taka rzecz mi się marzy od Ady. 

"A. wraca późno" natomiast niewątpliwie przyniesie artystce rzeszę nowych fanów, którzy nie tylko będą z utęsknieniem oczekiwali jej kolejnych kawałków, ale pewnie też i wysyłali jej na Fejsbuku serduszka oraz wyznawali miłość. Jeśli więc takie teksty zobaczycie gdzieś w komentarzach pod postami Ady - nie zdziwcie się. Sporo osób na pewno jednogłośnie stwierdzi, że słuchając tej płyty naprawdę można się w jej twórczyni platonicznie zakochać. 

A - i jeszcze jedno!

Mam do oddania w dobre ręce jeden egzemplarz "A. wraca późno". I to nie byle jaki egzemplarz! To specjalna, limitowana edycja płyty, własnoręcznie zapakowana przez Adę. Sprawdziłem - nie ma jej nawet na Allegro.

Co trzeba zrobić, by ją wygrać? Wybrać swoją ulubioną polską rap płytę wydaną w roku 2014, po czym jej tytuł, wraz z uzasadnieniem swego wyboru, wysłać na mój mail: majkonmajk[małpa]outlook.com. W tytule wiadomości należy wpisać: "KONKURS AD.M.A". Zwycięzcą zostanie ta osoba, która udzieli najlepszego - według mnie - uzasadnienia swego wyboru. Nie liczy się więc sam krążek, jaki wybierzecie, ale Wasze argumenty. Na odpowiedzi czekam do 31. stycznia 2015, do godziny 23:59.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

ROZWIĄZANIE KONKURSU: Przyszło do mnie naprawdę sporo porządnie napisanych tekstów, których objętością i jakością byłem naprawdę zdziwiony! Niesamowicie trudno było mi wybrać zwycięzcę, decyzja mimo tego musiała zostać podjęta. Postanowiłem jednak zrobić wyjątek i - poza główną nagrodą - przyznać również jedno specjalne wyróżnienie. Płyta Ady poleci tym samym do Krzysztofa, który jako krążek roku wybrał album "Sny, w których ginę", duetu Tusz Na Rękach & Szatt, a tajemnicza paczka pocieszenia zawita do domu Adriana, polecającego w klimatyczny sposób materiał "W czerńotchłań" Krvavy'ego. Panowie - sprawdźcie maile!

5 komentarzy:

  1. Nie mogę wysłać maila na adres, który podałeś, wyskakuje mi ciągle jako błędny :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należy zamiast "[małpa]" wstawić znak małpy z klawiatury, czyli "@".

      Usuń
  2. Nie pisałbym, gdybym tego nie spróbował :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wysłałem :) ale wczoraj naprawdę nie szło.

      Usuń
    2. Trudno mi powiedzieć, co było problemem. Wczoraj bez problemu doszło do mnie kilka odpowiedzi. W każdym razie ważne, że wreszcie się udało :)

      Usuń