W jednej osobie

Już od jakiegoś czasu chciałem zabrać się za książki Johna Irvinga. Niech najlepszym przykładem potwierdzającym to będzie fakt, że książka, którą dziś mam okazję zrecenzować, przeleżała u mnie na półce dobry rok. Wreszcie jednak znalazłem odpowiednią chwilę, by na moment odrzucić czytanie na Kindle'u i zabrać się za nadrabianie zaległości papierowych. Tym oto sposobem wreszcie sięgnąłem po "W jednej osobie" - tytuł, o którym słyszałem wiele dobrego.

Podkreślić trzeba już na samym początku, iż jest to powieść dość mocno kontrowersyjna,. To prawdopodobnie zresztą najbardziej kontrowersyjna z pozycji, jakie miałem okazję recenzować na tym blogu. Na czym się ta kontrowersja opiera? Na samym głównym bohaterze, którego całe życie obraca się wokół jego nietypowej orientacji seksualnej - biseksualizmu.

Billy Abbott sam jest narratorem "W jednej osobie", opowiadając o swoim życiu już od czasów dzieciństwa. Jego historia to nieustanna chęć odkrycia samego siebie, swych pożądań oraz uczuć mniej przyziemnych. To także w pewnym sensie pokaz jego walki z otaczającym go środowiskiem. Okazuje się bowiem, że nienawidzą go wszyscy - odrzucają go zarówno ci heteroseksualni, jak i homoseksualni. Dla obu tych grup wydaje się on dziwadłem, którego trzeba unikać.

I choć wszystko to rzeczywiście napędzane jest właśnie przez orientację Billy'ego, tak nie zawsze jest to główny temat całości. Temat ten okazuje się bowiem motorem napędowym do przyjaźni zawartych przez bohatera w całym swym życiu, a także ich wspólnych problemów. Znajduje się tu ich spory przekrój: od problemów z akceptacją mniejszości w początkowych latach historii bohatera, przez liczne ich problemy, powiązane chociażby z HIV, aż po współczesny świat. Yup - słynny gender też znalazł tu swoje miejsce.

Wystarczająco pokazuje to chyba więc, że nie mamy do czynienia z powiastką emanującą seksem. Tu nie o to chodzi, by bohaterowie wtykali sobie kulki analne co stronę, jak to zapewne bywa w książkach pokroju "50 twarzy Greya". Tu chodzi bardziej o pokazanie wnętrza bohatera, jego historii i rozterek. Irving robi to natomiast z taką klasą, że od "W jednej osobie" oderwać się naprawdę trudno.

Mi powieść ta dość mocno skojarzyła się z wybitnym "Wyznaję" Cabre. Nie jest to porównanie jednak powiązane wyłącznie z pewnymi podobieństwami narracyjnymi czy fabularnymi, ale i samym poziomem powieści. "W jednej osobie" to bowiem również twór naprawdę świetny, który przyciąga od razu i powstrzymuje przed odwróceniem od siebie wzroku aż do ostatniej strony. Nie pozostaje mi tym samym nic innego, jak zakończyć tę recenzje jednym słowem: polecam!

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: