Najsmutniejszy obywatel Ameryki

Moda na smutek - pamiętacie? Pisałem o tym jakiś czas temu na blogu (KLIK). Że dziś się ten smutek w dużej mierze udaje, że każdy zły moment w życiu hiperbolizuje się do najwyższej rangi, kładzie się go obok śmierci najbliższej osoby, tragicznej w skutkach choroby, czegoś, co naprawdę nasze życie może zniszczyć. Smutek się sprzedaje i ludzie go pragną. Synonimami współczesnego smutku są Yung Lean, Arizona, aloes i czarne ciuchy. 

Ale Mark Kozelek w swoim smutku nie oszukuje. On nie robi kawałków, w których słyszysz wyłącznie jedno zdanie na temat utraconej miłości, parafrazowane przez całe dwie zwrotki i refren. Każdy utwór Kozelka to oddzielna opowieść, poprowadzona od początku do końca, dokładnie wytłumaczona, przetrawiona i wreszcie - dołująca. 

Jeśli macie ochotę, możecie twórczość najsmutniejszego obywatela Ameryki sprawdzić bardzo dogłębnie. Przesłuchać to, co nagrał po prostu jako Mark Kozelek, przebrnąć przez płyty Red House Painters, jego zespołu z końca wieku XX, potem sprawdzić kilka kolaboracji z innymi artystami, które również znalazły sobie wielu fanów. Dziś jednak Kozelek to przede wszystkim jeden konkretny projekt, z jakim jest utożsamiany. A zwie się on Sun Kil Moon.


Ostatni album Kozelka, "Benji", nagrany właśnie pod banderą SKM, przez wiele osób uznany został za jeśli nawet nie najlepszą, to na pewno jedną z najlepszych płyt ubiegłego roku. Uprzedzę Was od razu - podczas pierwszego odsłuchu ten undergroundowy hype na twórczość Amerykanina może wydawać się niezrozumiały. W sferze muzycznej nie jest to bowiem w zasadzie nic wyjątkowego. Cała płyta to praktycznie wyłącznie regularne pobrzdąkiwania gitary - bardzo przemyślane, doprowadzone wręcz do perfekcji, ciągle jednak przytłoczone przez skomplikowane muzycznie twory, które niejednokrotnie potrafi przynieść współczesna kultura.

Jak już jednak zaznaczyłem, zrozumienie dla geniuszu Kozelka przychodzi, gdy wsłuchujemy się w jego słowa. Jego kawałki to opowieści, które już pierwszych kilku odtworzeniach totalnie zapadają w pamięć. "Benji" to zbiór historii z życia Marka, począwszy od śmierci jego kuzynki, przez osobne hołdy dla jego rodziców, na przejściach niepełnosprawnej umysłowo Micheline kończąc. Jeśli płaczecie na radiowych balladkach miłosnych, przy opowieściach Kozelka zalejecie swoimi łzami cały dom.


Sun Kil Moon możemy spokojnie uznać za wewnętrzny głos amerykańskiego społeczeństwa, a przynajmniej tej części podobnej wspomnianemu bardowi. Ale metaforycznie wszystkie jego historie można w jakiś sposób przenieść na potrzeby mieszkańców innych krajów. Nawet, gdy słyszy się zwrotkę odnoszącą się w jakiś sposób do amerykańskiego problemu rasizmu, może on poruszyć spokojnie także polskiego odbiorcę. Trzeba jednak przyznać, że czuć niesamowitą amerykańskość w kawałkach Kozelka - taką, której nie pokażą Ci żadne wielkie filmy i słynne seriale. Amerykańskość większości białych obywateli Stanów, na pozór nudną, tu jednak ukazaną w niesamowicie piękny sposób.

Mark nawet gdyby chciał, nie mógłby zaśpiewać naprawdę radosnej piosenki. Każdy wers jego spokojnie prowadzonych opowieści podkreślany jest bowiem przez ten charakterystyczny, smętny głos. Zawodzenie, w którym czuć przygnębienie niezależnie od tego, czy artysta śpiewa "I'll go to my grave with my melancholy", czy też akcentuje "I love my dad".


Sun Kil Moon (i w ogóle twórczość Kozelka) to niewątpliwie nie jest muzyka dla każdego. Sprawdzić ten projekt jednak niewątpliwie warto. Bo jeśli okaże się, że Ci się to wszystko spodoba, wpadniesz po uszy niemiłosiernie i na pewno zrewidujesz swój ranking płyt roku 2014, właśnie pod kątem umieszczenia w nim "Benji". Do mnie również nie trafia każdy album offowy, Kozelkowi dałem jednak szansę i dziś od jego twórczości nie mogę się oderwać.

Jeśli Wam również coś takiego się przydarzy, pamiętajcie, że Sun Kil Moon pojawi się na tegorocznym OFF Festivalu w Katowicach. Postaram się nań być, bo okazja do posłuchania najsmutniejszego obywatela Ameryki na żywo może się już nie zdarzyć. I to prawdopodobnie w nowym repertuarze, zawierającym kawałki z najnowszej płyty Kozelka, która ukaże się już w czerwcu tego roku.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

2 komentarze:

  1. Skoro o muzyce mowa - jedziesz na koncert Linkin Park w sierpniu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie. Co prawda przez chwilę przeszło mi to przez myśl, bo kiedyś był fanem LP (i ciągle lubię sobie puścić coś od nich, szczególnie MTM i ATS), ale jednak bardziej interesują mnie tegoroczne festiwalu. Chyba, że zdarzyłby się jakiś magiczny nadmiar gotówki i możliwości - wtedy chętnie bym LP na żywo zobaczył :)

      Usuń