Głosy

Przełom lutego i marca był dla czarnego humoru jakimś niesamowicie dobrym okresem. Najpierw dostaliśmy opowieść o szalonych wampirach, pod postacią "Co robimy w ukryciu" (RECENZJA), gdzie przemycono całkiem sporo mrocznych żartów, a potem doczekaliśmy się premiery polskiego hitu z Berlinale - "Body/Ciało" (RECENZJA). Ten drugi tytuł co prawda do końca komedią nie jest, ale sporej ilości czarnego humoru odmówić mu nie można. 

Pomiędzy te premiery wepchnęła się jednak jeszcze jedna, tym razem w pełni spełniająca kryteria czarnej komedii. "Głosy" miało posiadać wszystko to, co fanów gatunku przyciąga, a niewtajemniczonych wypycha z sali kinowej. Przy tworzeniu czarnej komedii należy jednak pamiętać o jednym - sam wybór gatunku nie zrobi z Twojej produkcji jej naprawdę godnego reprezentanta. I przy "Głosach" chyba trochę o tym zapomniano.

Jerry (Ryan Reynolds) jest spokojnym facetem żyjącym w małym, amerykańskim miasteczku. Pracuje w lokalnej firmie, jest lubiany przez szefa, chętnie poderwałby angielską dziewczynę z biura. Och, no i jest jeszcze jedna sprawa - rozmawia ze swoimi psem i kotem. Ale nie po prostu do nich mówi - według niego, zwierzaki mu odpowiadają. A ci (szczególnie zaś Pan Wąsik!) w pewnym momencie radzą mu, by... zaczął zabijać.


Absurdalne? Nie do końca, bo wszystkiemu jest przecież winna choroba psychiczna Jerry'ego. Jak to więc często w czarnych komediach się zdarza, przez siatkę humoru prześwituje w jakiś sposób dramat głównego bohatera. Mocna rzecz, tym bardziej, gdy jego historię śledzimy przez pryzmat krwi, porozcinanych kawałków ludzkiego ciała i gadających głów w lodówce. 

To wszystko oczywiście podane jest w sposób humorystyczny i z bardzo małą ilością zahamowań. Niby głupio o tym wspominać, skoro już zaznaczyłem, że to czarna komedia, ale podczas seansu, na którym byłem, pewna para mniej więcej w połowie filmu wyszła z sali. Przypominam więc, iż czasem NAPRAWDĘ warto sprawdzić, na jaki film się idzie. Tym bardziej, gdy chodzi o randkę w Dzień Kobiet.

Fani śmiania się ze wszystkiego i wszystkich będą natomiast może nie wniebowzięci, ale na pewno w sporej mierze uśmiechnięci. Sporo tu kreacji wszystkiego na rzeczy niesamowicie poważne, co tylko dodaje smaczku całości. Wygrywa oczywiście Pan Wąsik, który swojego Pana co chwilę obraża, wyśmiewa i ogólnie jest takim typowym kotem-skurwielem. Kilka razy nawet zaśmiałem się na głos, co można spokojnie zaliczyć na plus.

Czy jednak film o krojeniu ludzi i śmianiu się z tego może być nijaki? Niestety - owszem. "Głosy" próbują się wyłamać z tej pewnego rodzaju typowości, choćby za pomocą podkreślania koloru różowego, ale to mimo wszystko za mało. Za dużo razy podczas tego filmu ze znużenia opierałem głowę o rękę, za wiele scen umykało mi gdzieś bez werżnięcia się w pamięć. Przyznaję bez bicia - ten film czasem bywał nudny. 

Nie że "Głosy" to rzecz zła - po prostu nie do końca spełniająca moje oczekiwania. Liczyłem na twór, który uznam spokojnie za chociaż "dobry", a tymczasem postawiono przede mną średniaka. Takiego, żeby przerzuć, połknąć i zapomnieć. Jest całkiem śmiesznie, jest brutalnie, jest dobrze grający Reynolds i Anna Kendrick, która zawsze dostaje taką samą rolę, ale i tak ją lubię. Ale to ciągle za mało, by wyciągnąć "Głosy" z tej sfery nijakości i przeciętności.

Jeśli lubicie czarne komedie - obejrzeć warto. Ale naprawdę nie ma co fatygować się po to do kina. Można spokojnie obejrzeć za kilka miesięcy, za rok, za dwa. Serio, nic na tym nie stracicie.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: