Body/Ciało

Otrzymanie nagrody na prestiżowym festiwalu niejednokrotnie przesądzało już o popularności filmu. Na potwierdzenie tej tezy nie trzeba nawet sięgać do dalekiej przeszłości, wystarczy przecież spojrzeć na "Idę". Gdy tylko podniosły się głosy, że film Pawlikowskiego może zostać nominowany do tegorocznych Oscarów (a kto wie, może nawet i je wygrać), na twór ten rzuciły się prawdziwe tłumy. Nagle Polacy odkryli produkcję z końcówki 2013 roku i gdy piszę te słowa, w niektórych nadwiślańskich kinach ciągle można "Idę" oglądać. 

Tuż przed ostatecznym zwieńczeniem sukcesu Pawlikowskiego, czyli właśnie pamiętnym Oscarem, polskie kino miało jednak jeszcze jeden powód do radości. Na jednym z najważniejszych europejskich festiwali, Berlinale, Małgorzata Szumowska otrzymała Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię swego najnowszego filmu - "Body/Ciało". I nagle tytuł ten pojawił się na ustach wszystkich: od przypadkowych Grażynek dziergających non stop przed telewizorem, przez kierowców tirów żyjących dzięki radiu, no i wreszcie kończąc na tej o wiele mniejszej grupce filmowych znawców, którzy o projekcie słyszeli jako jedyni już wcześniej.

Szumowska ma dryg do dość nietypowych, często kontrowersyjnych tematów, co w ciągu ostatnich lat potwierdziła choćby swym bardzo dobrym "W imię". "Body/Ciało" również "reklamuje" bardzo mocny temat, który co jakiś czas wraca na społeczną wokandę - anoreksja. Ale wychudzone dziewczyny to ostatecznie nie jedyny temat nowego tworu Szumowskiej, a tylko jedna z głównych składowych całości.


Anorektyczką (Justyna Suwała) jest tu bowiem córka warszawskiego prokuratora (Janusz Gajos), do którego wszyscy zwracają się po prostu per "Panie Prokuratorze". Jeśli spodziewacie się, że duet ten zdecydowanie nie będzie się dogadywał - cóż, macie rację. Śmierć żony Prokuratora wpłynęła druzgocąco na obie postaci, wprowadzając w ich życie jedynie jeszcze więcej konfliktów i niepewności. Do ich historii dołączy ostatecznie także Anna (Maja Ostaszewska) - stara panna, terapeutka dziewczyn chorych na anoreksję, a także... medium.

Mieszanka wybuchowa dostarcza historii niby dramatycznej, w której jednak tragedia zostaje z premedytacją przełamywana przez wątki humorystyczne. Sfera "komediowa" została w "Body/Ciało" przygotowana z niesamowitą starannością i naprawdę trudno się jej oprzeć. To w dużej mierze trochę taki czarny humor, ale trzymający ciągle na barkach ten cały dramatyzm sytuacji. Przez to ma się czasem wrażenie, że zaśmiać się w obliczu tragedii nie powinno, ale mimo tego powstrzymać przed choćby uśmiechem się po prostu nie da. 

Cała konstrukcja filmu zresztą w jakiś sposób naprawdę mocno zaskakuje i wciąga. To w dużej mierze historia oparta na znanych schematach, obrzucona jednak tak odpowiednią porcją oryginalności, że wszystko tu wydaje się świeże, nietypowe i zaskakujące. Bo przecież staropanieństwo Anny przez długi czas zdaje się być ukazane w klasyczny, błahy sposób. Wizja ta jest jednak uzupełniana rzeczami, które nie zostały nigdy wcześniej w takiej sytuacji użyte, co powoduje właśnie takie uczucie niesamowitej oryginalność całego "Body/Ciało".


Co należy zaznaczyć, nowy twór Szumowskiej składa się z naprawdę sporej ilości scen - raczej krótkich, choć trochę leniwych. I to dodaje jeszcze więcej nutki oryginalności "Body/Ciało", bo film okazuje się nie być typowym żółwiem kina europejskiego, toczącym się niesamowicie powoli, ale z pewnego rodzaju dostojnością. Tu mamy co chwilę przenosimy się z jednego miejsca na drugie, zdarzają się sceny, które trwają po kilkadziesiąt sekund. Co ciekawe - wnoszą one całkiem sporo do fabuły, mówią wiele o postaciach, a czasem też stanowią pewien smaczek dla uważnego oka. W moim przypadku zdecydowanie wygrało nawiązanie do Zdzisława Beksińskiego, zrobione w naprawdę inteligentny sposób.

Na plus dopisać należy jeszcze dwie konkretne rzeczy. Po pierwsze - aktorstwo. Co prawda to skupia się zasadniczo wyłącznie na trzech głównych bohaterach, ale trudno nie docenić szczególnie gry Ostaszewskiej i Gajosa. No i wreszcie rzecz druga, czyli świetne zdjęcia. Takie, jak ja lubię najbardziej - nowoczesne, pełne zabawy ostrością, często symetryczne, z fantastycznie wykorzystanymi miejscówkami. Wnętrze polskiej kamienicy i dworcowej toalety chyba jeszcze nigdy nie wyglądało tak "amerykańsko".

I wszystko byłoby świetnie i cudownie, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie konstrukcja filmu zaczyna trochę się załamywać i Widza przytłaczać. Mniej więcej ostatnie pół godziny to kilka nerwowych spojrzeń na zegarek, parę krzywych min, coraz większe znużenie. Dostrzeganie, że coś mogło być zrobione lepiej, od któregoś miejsca coś przestało tu działać. Dość mocno daje się to we znaki i pozostawia pewien niesmak, który te wszystkie atuty naprawiają tylko częściowo.

Nie ma jednak co wątpić, że "Body/Ciało" jest naprawdę dobrym filmem i to nie tylko w kategorii "realia polskie". Po seansie naprawdę łatwo zrozumieć sukces tej produkcji na Berlinale, a szczególnie docenienie pracy Szumowskiej. W kwestiach reżysersko-technicznych ten film stoi naprawdę na bardzo wysokim poziomie, godnym konkurować ze śmietanką kina współczesnego. Naprawdę chętnie wysłałbym "Body/Ciało" z ramienia Polski na kolejne Oscary. To film, który może spodobać się zarówno fanom bardziej ambitnej kinematografii, jak i tym, którzy częściej celują jednak w blockbustery.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: