Mój piątek trzynastego

Nigdy nie zwracałem zbytniej uwagi na fakt istnienia piątku trzynastego. Ot, jest sobie taki przesądny dzień, który ja traktuję zdecydowanie tylko humorystycznie. Zazwyczaj fakt rozpoczęcia się takiego dnia, był w moim przypadku odnotowany jedynie krótkim, porannym dialogiem z kumplami, w rodzaju:

KTOŚ: Ej, dzisiaj jest piątek trzynastego!
CAŁA RESZTA: Heh.

Wyjątkowość piątku trzynastego była więc okazywana tylko taką krótką wymianą "zdań". Nigdy tej rzekomo pechowej dacie nie udało się efektywnie zaznaczyć w moim życiu. Wielki pech, w którykolwiek z tych magicznych piątków? Nie przypominam sobie. Wielkie szczęście? Też raczej nie.

Kilka dni temu nastał nowy piątek trzynastego. Tym razem okazało się, że wszyscy wokół mnie mają to wielkie wydarzenie po prostu głęboko w dupie. Nikt nic nie wspomniał, nikt nie oglądał się co chwila za siebie, w poszukiwaniu zakradającego się do niego zabójcy, nikt nie został w domu tylko dlatego, że bał się wyjść na zewnątrz. Wyjątkowo jednak obecność piątku trzynastego odkryłem tego roku sam. Czyżby powodem był ten legendarny pech?

Zaczęło się już po samym przebudzeniu, gdy uświadomiłem sobie, że właśnie wypuszczono nową płytę Sokoła i Marysi Starosty. Piątek trzynastego był konkretnie zaplanowaną w tym przypadku datą, dlatego jednocześnie do głowy wpadła mi informacja zarówno o premierze krążka, jak i kalendarzowym "wybiciu" feralnego dnia. "Czarna Biała Magia" to płyta zdecydowanie mroczna i wyróżniająca się, przez co pasowała do klimatu nadanego przez ten cały piątek trzynastego. Pech jednak trafił nie mnie, a samego rzekomego twórcę pecha. Krążek okazał się bowiem wydawnictwem na naprawdę wysokim poziomie, które - swoją drogą - dziś wreszcie trafiło w moje łapska w wersji fizycznej.

W walce ze swoim rywalem wyszedłem więc na zdecydowane prowadzenie. Miłe rozpoczęcie dnia, muszę przyznać. Jak się jednak okazało, dalej miało być... zdecydowanie dziwniej.

Przyspieszonym krokiem wpadam do Galerii Krakowskiej, by przejść przez nią na tutejszy Dworzec Główny. W "tunelu" łączącym te dwa obiekty, widzę jednak tłumy ludzi siedzącycg na podłodze i stojących nerwowo pod ścianami. Na pytanie "co się dzieje?", odpowiedział mi starszy pan, mówiąc, że oto na dworcu ogłoszono alarm bombowy. Dobrze myślicie - jedyne, co wpadło mi w tym momencie do głowy, to: "o kurwa".

Gdzieś pomiędzy kolejnymi przekleństwami w głowie wirowały mi jednak myśli bardziej rozsądne. Poszedłem więc zjeść coś i poczekać na rozwój wydarzeń. Skonsumowałem zdenerwowanymi ruchami posiłek, po czym ruszyłem ponownie w stronę dworca. A tam już wszystko otwarte, już bombowy mit został obalony. Na dodatek mój pociąg przyjechał bez opóźnień i bez tychże również swobodnie ruszył w drogę. Żyć, nie umierać.

Więc choć blisko było remisu (a może nawet przewagi) między mną a piątkiem trzynastego, znów wyszedłem z całej sytuacji obronną ręką. Na dodatek po raz pierwszy byłem w miejscu, gdzie ogłoszono alarm bombowy. Sytuacja od początku wydawała mi się błaha i nierealna, ale hej - to wciąż spełnienie jakiegoś tam dziecięcego marzenia. Wiem, dziwne miałem w młodszym wieku życzenia.

Dzień się jednak nie skończył, co bardzo chciał mi piątek trzynastego podkreślić. Rzucił mi więc wyzwanie jeszcze raz. Przesiadka w Warszawie poszła bezproblemowo, ale już podczas dojazdu do Olsztyna zgrzytałem zębami. Opóźnieniu winne jest PKP czy feralny dzień? Trudno wyrokować. Jakąkolwiek jednak postać Zło by nie przybrało - znów udało mi się je wykiwać. Na kolejną przesiadkę dotarłem rzutem na taśmę, ale jednak dotarłem.

Udało się: zwyciężyłem. Miał być dzień pechowy, wyszedł może nawet wyjątkowo szczęśliwy, dostarczający jednak sporo stresu i adrenaliny. Działanie tej dwójki zostało jednak skutecznie rozbrojone przez odsapnięcie, gdy udawało się pokrzyżować plany piątkowi trzynastemu. W takim momencie aż chce się zakrzyknąć za internetowym guru MLM: "Jestem zwycięzcą!".

Może Wy też macie jakieś ciekawe przeżycia związane z piątkiem trzynastego? Jeśli tak - dajcie znać w komentarzach.

Źródło: Flickr.com

4 komentarze:

  1. To jest dziwne dziecięce marzenie? Ja zawsze chciałam przeżyć wypadek autobusowy. W sumie jeszcze się nie zdarzyło, więc achievement do zdobycia. >_<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, też to zawsze chciałem zaliczyć :( A najlepiej być tym, dzięki któremu wszyscy zostaną uratowani :D

      Usuń
    2. Dooobra, zbieramy ekipę w takim razie i spełniamy marzenia. :D

      Usuń