Ksawery, idź do cholery!

Gdy piszę te słowa, jest czwartkowy wieczór (a może to już noc?), godzina dwudziesta druga. Władze ostrzegają, że nasz kraj zostanie wkrótce zaatakowany przez huragan nazwany Ksawerym. Dziwne imię swoją drogą, bo przecież takie raczej elitarne i potulne, nie zaś niszczycielskie i przerażające. A jednak - ktoś Ksawerego nazwał właśnie Ksawerym i teraz nam pozostaje o tym Ksawerym rozmawiać. Plus ewentualnie go obserwować. 

W sieci pojawiły się ostrzeżenia, że szczególnie narażona jest północna i środkowa część Polski. Na pewno jednak nie tylko - Kraków pozdrawia serdecznie, gdyż my chyba powoli zaczynamy z Ksawerym już imprezować. Albo to jacyś jego mali potomkowie, słabsi trochę od ojca. W każdym razie wieje mocno i fakt ten nie napawa mnie zbytnim optymizmem.

Słyszę agresywne odgłosy wydawane przez Ksawerego (albo jego potomków) przez okno mojego pokoju. Włączam muzykę. Niestety, żadni raperzy i donośna elektronika niezbyt dobrze radzą sobie z wyjątkowo głośnym Ksawerym (albo jego potomkami). Za oknem buja się też drzewo. Nie delikatnie i jesiennie bynajmniej, bo wietrzny przybysz pomiata nim jak chce. 

Drzewo mierzy sobie trochę więcej niż mój blok. Co chwilę kołysze się raz w stronę mojego okna, raz w stronę budynku po przeciwnej stronie ulicy. Mam szczerą nadzieję, że jeśli postanowi się wreszcie złamać, to podczas upadku wybierze bramkę numer dwa. Zaczynam się powoli zastanawiać jednak, jak to by było, gdyby Ksawery (albo jego potomkowie) postanowił splatać figla jednak mi. 

Właściwie to rzadko myślę, że cokolwiek mogłoby mi się złego przytrafić. Wiem jednak, iż istnieją tacy ludzie, którzy o swe życie boją się co chwilę. Ich strata, ja wolę pozytywnie podchodzić do życia. Nawet teraz, gdy w jakiś sposób zagraża mi przerażające drzewo, wyobrażam sobie jego atak raczej ciekawostkowo i dla zabawy, nie zaś myśląc o jakiejkolwiek rzeczywistej możliwości śmierci. 

Na pewno są osobnicy, kryjący się teraz w swoich domach, bo autentycznie boją się, że coś może im się stać. Ksawery (albo jego potomkowie), może na przykład porwać jakąś krowę z pobliskiego pastwiska, wyrzucić ją na kilkadziesiąt metrów w powietrze i wycelować nią prosto w okno, za którym kryje się barek pełny drogiej whiskey. Może też po prostu zerwać dach. Trudno mi powiedzieć, co byłoby gorsze. Ba, trudno mi nawet powiedzieć, co byłoby bardziej medialne. Z jednej strony uderzenie krową wydaje się mocno sensacyjne, ale hej, to przecież tragedia, a wszyscy i tak będą się potem z tego śmiali. Niezbyt to cnotliwe. Może więc zamiast tego, pokazać w telewizji kolejnych zapłakanych ludzi bez dachu nad głową (dosłownie)? Z całym szacunkiem dla nich, oczywiście.

Przejmujecie się Ksawerym (albo jego potomkami)? No okej, róbcie co uważacie. Ja jednak pozwolę się do niego (albo ich) uśmiechnąć i pójść spać. Szansa na to, że stanę się jego (albo ich) ofiarą, jest strasznie mała. A nawet jeśli coś mi się stanie, swojskim "kurwa mać" zarzucę dopiero po fakcie. Po cóż mam się przejmować na zapas tragedią, która nawet nie tyle jest niepewna, co wręcz wątpliwa?

Na Onecie ktoś skomentował artykuł o Ksawerym prosto, lecz dosadnie: "I jak ja jutro będę pole orał". Widzicie tę desperację, przez którą autor zapomniał nawet postawić znaku zapytania? To jest dopiero prawdziwy problem, a nie jakaś wyimaginowana krowa uderzająca w domowy barek. Choć przyznajmy szczerze - whiskey będzie trochę żal.

A jeśli właśnie skończyłeś czytać ten post, to znaczy, że nic mi się nie stało i wciąż żyjemy z Ksawerym w może nie ciepłych, lecz chociaż neutralnych stosunkach. Wyrywa mi się wręcz spod palców typowe, lecz zawsze brzmiące tryumfalnie: "a nie mówiłem?".

PS. Tytuł wpisu również zaczerpnięty został od komentatorów Onetu. I jak ich tu nie uwielbiać?

Źródło: Flickr.com

2 komentarze:

  1. Co do tej nazwy: https://scontent-a-ams.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/1454791_659388640759870_1642806060_n.jpg

    OdpowiedzUsuń