Knajping: świąteczne nowości Starbucksa

W poprzednim (i zarazem pierwszym) odcinku "Knajpingu" nie dość, że skupiłem się na recenzowaniu konkretnej restauracji jako całości, to postawiłem na lokal mieszczący się jedynie w Krakowie. Tym razem postanowiłem uderzyć trochę inaczej. Moje podniebienie zabrałem więc na test sezonowej oferty ogólnoświatowej sieci kawiarni Starbucks. Boże Narodzenie postawiono tam pod znakiem trzech nowych kaw. Sprawdziłem je wszystkie i postanowiłem wydać ostateczny werdykt.

Gdy za pierwszym razem ruszyłem sprawdzić starbucksowe nowości, nie wiedziałem jeszcze, że napiszę taki tekst. Nic bowiem nie zapowiadało tego, by pierwsze posmakowanie jednej ze świątecznych kaw, zadziałało na mnie tak entuzjastycznie, bym chciał sprawdzić również i pozostałe. Stało się jednak inaczej, czemu właściwie jestem wdzięczny. Nie tylko zaświtał mi bowiem dzięki temu ciekawy pomysł na blogowy wpis, ale i miałem okazję spróbować naprawdę ciekawych kaw.

Przy pierwszym nawiedzeniu przeze mnie krakowskiego Starbucksa, popełniłem małe faux pas, pytając się ekspedientki: czymże jest ta świąteczna "Grande Mocha"? Dlaczego okazało się to pomyłką z mej strony? Dowiedziałem się bowiem, że może jednak przydałaby mi się wizyta u okulisty, gdyż zaaferowana sprzedawczyni dopiero po chwili zrozumiała, iż chodzi mi o rzecz nazwaną w istocie "Orange Mocha". Sam fakt istnienia pomarańczowej kawy trochę mnie zadziwił i zarazem "przestraszył", dlatego ostatecznie - pomimo zachwalania produktu przez ekspedientkę - postawiłem na "Pierniczkową Latte".

Wyobraźcie sobie teraz najlepszy możliwy napój o smaku pierników. Macie? Okej, a teraz uważajcie - starbucksowe latte w tym wydaniu jest jeszcze lepsze. Naprawdę. Wielcy smakosze kawy zaraz mnie zniszczą i ubiczują, ale jest to najlepszy tego typu napój, jaki piłem w całym swoim życiu. Idąc tropem "eargasmu", mógłbym teraz wspomnieć o istnym "mouthgasmie", lecz określenie to brzmi co najmniej dziwnie. Pozostaje mi więc powiedzieć: musisz tego spróbować! Nawet jeśli nie jesteś wielbicielem kawy, bo zdecydowanie bardziej czuć tu posmak pierników niż kultowego trunku.

Potem za każdym razem chciałem ponownie dobrać się do kubka z tym nietypowym latte. Postawiłem jednak sprawę jasno - najpierw muszę spróbować reszty świątecznych smaków Starbucksa. Za drugim razem zdecydowałem się więc na "Toffee Nut Latte". Tu również nazwa mówi właściwie wszystko. Cały napój jest niezły, choć nie dorasta do pięt wersji pierniczkowej. Może dlatego, że w tym przypadku czuć trochę mocniej posmak kawy? Orzechy są przez to zrzucone trochę na drugi plan, a toffi jakoś nie potrafiłem wyczuć w ogóle.

Na koniec - wciąż z pewną dozą nieufności - spróbowałem wreszcie i "Orange Mocha". Po pierwszym łyku, jedyne co pomyślałem, to: "ej, to połączenie ma sens!". Bywają czasem w sklepach takie cukierki czekoladowo-pomarańczowe. "Orange Mocha" smakuje właśnie jak one w wersji upłynnionej. Podobnie, jak w "Pierniczkowej Latte" czuć to mocniej ten ciekawy smak dodatku, aniżeli samą kawę, co - w moim przypadku - wypada zdecydowanie na plus. Minusem jest jednak fakt, iż pomarańczowy wymysł Starbucksa dość szybko przestaje być aż tak fajny. Jest on po prostu za słodki i przez to nie ma się nań ostatecznie takiej ochoty, jak na kawę z nutą pierników.

Jeśli więc będziecie mieli w najbliższym czasie okazję być w Starbucksie, koniecznie postawcie na "Pierniczkową Latte". To naprawdę fajna rzecz dla każdego, kto w czasie zimy szuka rozgrzewającego napoju o wyjątkowym smaku. Natomiast, jeśli w słynnej kawiarni bywacie trochę częściej, możecie zrobić podobny test, co ja i popróbować również reszty świątecznych napojów. Może okaże się, że jednak któraś z nich smakuje Wam bardziej niż mój faworyt?

Źródło: Flickr.com

14 komentarzy:

  1. Pierniki takie niedobre. Stawiałam na GRANDE Mocha ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierniki król, Grande Orange chyba jednak najgorsza :(

      Usuń
    2. Słodka kawa to rzeczywiście nie kawa, ale jednak mogłabym spróbować. Bo pierniczkowej latte (btw. jaka słodziutka nazwa) nie odważyłabym się jednak tknąć. ;)

      Usuń
    3. Nazwa też mi właśnie jakoś strasznie "sweet" brzmi, ale jak pomyślałem o "Piernikowa latte", to to też mi nie pasuje :(

      Usuń
    4. Nie ma dobrej nazwy na niedobrą kawę, której nawet nie próbowałam. Ale nie znam się, to się wypowiem, a jak. Teraz już mam ochotę i na mandarynki i pomarańczową kawę. Dzięki wielkie! :|

      Usuń
    5. Mam wyjście idealne: mandarynkowa kawa. Za rok w Starbucksie, wierzę.

      Usuń
    6. No wieeem, o tym też już pomyślałam, chociaż pierwsze co mi wpadło do głowy to grejpfrutowa. <3

      Usuń
    7. O, to też mogłoby być ciekawe :D

      Usuń
    8. Jakoś tak sobie zrobiłam ochotę na tego grejpfruta przez naszą rozmowę, że w końcu zaopatrzyłam się w takową herbatkę. No cudowna jest. :D

      Usuń
    9. No i teraz to mi się zrobiła ochota na grejpfruta :(

      Usuń
    10. A na mandarynki już Ci przeszła? Je też już mam. ^_^

      Usuń
    11. Dziś przechodziłem obok mandarynek w markecie. Powstrzymałem się - nie kupiłem. Mały krok dla blogera, wielki dla blogosfery.

      Usuń
  2. ok, czyli już wiem, że jutro idę na piernikowe latte... :p

    OdpowiedzUsuń