Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca

Trochę trudno przychodzi mi rzucanie takimi hasłami, ale niech będzie: Nike to najważniejsza nagroda na polskim poletku literackim. Przykuwająca największą uwagę, zapewniająca największy prestiż, wywołująca nieraz kontrowersje. W tym roku w mediach było o nagrodzie jeszcze głośniej niż zwykle, choć z niezbyt przyjemnego powodu. Sam z niecierpliwością czekałem na ogłoszenie ostatecznych wyników. Czy jury wybierze tytuł, który już miałem okazję przeczytać, czy też zaproponuje mi pozycję jeszcze przeze mnie nieruszoną, namawiając do sięgnięcia po nią?

Spełnił się drugi scenariusz. Ani Pilch, ani Karpowicz, czyli autorzy, na których w duchu głosowałem, nie otrzymali statuetki. Na ich miejsce wszedł jednak nie byle kto - sam Karol Modzelewski, członek niejednego ruchu opozycyjnego w czasach PRL-u, w tym oczywiście "Solidarności". Postać bardzo ważna dla procesu tworzenia wolnej Polski, chociaż (jak mi się wydaje) rzadziej wspominana w mediach niż choćby Jacek Kuroń czy Tadeusz Mazowiecki.

Przyznaję bez bicia, że ja niezbyt wiele o Modzelewskim wiedziałem przed przeczytaniem jego książki. To nazwisko szumiało mi gdzieś w głowie, potrafiłem je połączyć z "Solidarnością", ale na tym moja znajomość historii Pana Karola się kończyła. Do "Zajeździmy kobyłę historii" podchodziłem więc z uwagą. Z jednej strony, liczyłem bowiem na dobre poznanie tego człowieka, z drugiej jednak, obawiałem się trochę, czy aby książka ta na pewno jest czymś dla mnie, czy nie będę się przy niej męczył.

Okazało się, że moje obawy były niepotrzebne. Modzelewski pisać zdecydowanie umie i pomimo naprawdę sporej ilości tematów, jakie się przez jego książkę przewijają, potrafi on utrzymać Czytelnika przy sobie. Oczywiście, są momenty, które bardziej przyciągają uwagę, są i takie, przy których łatwo o rozproszenie. Zdecydowanie więcej jest jednak tych pierwszych, wciągających Czytelnika niemiłosiernie.

"Zajeździmy kobyłę historii" to autobiografia Modzelewskiego, jego wspomnienia, może i nawet swoista "spowiedź". Opowiedzianych historii jest tu wiele, bo i spory przedział czasowy tu otrzymujemy. Wydarzenia opisane przez autora ciągną się od okolic II wojny światowej aż po czasy obecne. W tym czasie Modzelewski miał okazję uczestniczyć w swoistych młodzieńczych buntach, trafić niejednokrotnie do więzienia, walczyć o wolność Polski u boku wielu innych ważnych postaci, jak i ostatecznie wyprowadzić ją z komunizmu.

To, co zdecydowanie rzuca się tu w oczy, to subiektywizm autora. Jest to jednak subiektywizm używany z premedytacją, pełen pewności siebie. Modzelewski nie musi martwić się o próby bycia w pełni obiektywnym, bo opisuje bardzo istotne historycznie wydarzenia, których sam był uczestnikiem. Wyraża swoje poglądy, komentuje wiele historii na swój sposób. Namawia do przytaknięcia mu podczas lektury, a jednocześnie pozytywnie "podburza" do porównywania jego poglądów z naszymi własnymi.

Modzelewski opowiada, tworząc książkę, którą czyta się jak dobrą powieść. A to ważna cecha, gdy mamy do czynienia z tak obfitą pozycją, jaką niewątpliwie jest "Zajeździmy kobyłę historii". Nie wiem, czy ja również przyznałbym jej Nagrodę Nike, ale muszę przyznać, że to niewątpliwie pozycja obowiązkowa dla zagorzałych fanów literatury. I to nie tylko tych, którzy interesują się historią komunistycznej Polski. Bo to po prostu mądra książka od mądrego człowieka.

Polecam.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: