Czarny Jezus z jointem w ustach


Boże Narodzenie w pełni, a czas ten wydaje się być wręcz idealny do opowiedzenia o chyba najbardziej kontrowersyjnej nowości serialowej tego roku. "Black Jesus" zwraca na siebie uwagę już swym tytułem, namawiającym na pewno chociażby do sprawdzenia trailera czy ogólnego info na temat tej produkcji. Czy jednak warto się z nią zapoznać w całości? Postanowiłem to sprawdzić!

Jezus ponownie pojawia się na ziemskim padole. Dostosowuje się jednak do realiów miejsca, gdzie zostaje zesłany. Bóg powierza mu bowiem szerzenie Słowa w Compton, słynnej afroamerykańskiej dzielnicy Los Angeles, z której wywodzi się niejeden znany raper. Jezus XXI wieku jest więc czarny, co objawia się nie tylko w jego kolorze skóry, ale i stylu życia.

Niech najlepszym przykładem tego będzie fakt, że praktycznie cały pierwszy sezon serialu kręci się wokół stworzenia ogródka otwartego dla okolicznych mieszkańców, w którym Jezus ze swoją ekipą postanawia urządzić hodowlę marihuany. Black Jesus zdecydowanie nie przejmuje się bowiem zdaniem wielu tradycjonalistycznych chrześcijan i po prostu lubi sobie dla rozluźnienia od czasu do czasu zapalić jointa. 


Co równie ważne, główny bohater oraz wszelkie pozostałe postaci operują typowym slangiem amerykańskich mniejszości. Sam Jezus niejednokrotnie rzuci "madafakerem", swoje dzieci nazywa oczywiście "niggas", a dodatkowo regularnie zostajemy obsypywani typowymi "czarnymi zwrotami", takimi jak chociażby "holla at me". Jeśli jednak słuchacie amerykańskiego rapu albo właśnie skończyliście grać w "GTA: San Andreas", nie powinno Was tu w tej materii zbyt wiele zaskoczyć.

Sporo w "Black Jesus" jest przerysowania, sporo kręcenia beki z czarnej społeczności. Jest mnóstwo typowo afroamerykańskich postaci: nastoletnie zdziry, trzydziestoletnie grubaski z grupką dzieci, gangsterzy, bezdomni. Wszystko oczywiście przedstawione w mocno humorystyczny, ironiczny sposób. Całość przypomina trochę takie "śmianie się z czarnych przez czarnych", rodem z vinesów tworzonych przez Afroamerykanów.

Poziom beki jest zresztą tu bardzo podobny. Jeśli śmieszą Was takie klimaty, "Black Jesus" jest zdecydowanie pozycja obowiązkową do sprawdzenia. Oczywiście to nie jest jakiś ambitny i nieziemsko przezabawny twór. Wiele żartów można skwitować po prostu bananem na twarzy, a ryknięcie śmiechem trafia się tu zdecydowanie rzadziej. To jednak ostatecznie całkiem niezła, relaksująca pozycja.


Ciągle oczywiście można się tu do paru rzeczy przyczepić. Sam Jezus wydawał mi się kilkukrotnie mało "jezusowaty", co szczególnie przejawiało się w pierwszym odcinku. Dość szybko się do tego co prawda przyzwyczaiłem, ciągle jednak pojawiały się tu delikatne przegięcia, które trochę psuły odbiór serialu. Znajdzie się tu także parę motywów raczej słabawych, które można by zamienić na coś lepszego i zabawniejszego.

Gdy jednak ponownie odwrócimy medal, nie można odebrać "Czarnemu Jezusowi" paru naprawdę fajnych akcji. Szczególnie dobrze wypadają nawiązania do popkultury - nie tylko tej czarnej. Takie motywy jak uwielbienie do Jordanów, stanie w kilkudniowej kolejce po najnowszy gadżet czy kręcenie beki ze "Star Wars" wypadają zdecydowanie na plus. I to właśnie to - wraz z samą koncepcją zrobienia serialu o czarnym Jezusie - powoduje, że warto ten serial mimo wszystko sprawdzić.

Szczególnie, że mamy akurat przerwę świąteczną, która dla wielu osób jest świetnym czasem na zagłębianie się w świecie seriali. "Black Jesus" posiada natomiast obecnie raptem jeden sezon (drugi już w drodze!), składający się z dziesięciu odcinków, każdy po dwadzieścia minut. Daje to łącznie trochę ponad trzy godziny seansu, czyli mniej więcej tyle, co dwa średniej długości filmy pełnometrażowe. 

To nie jest świetny serial, ani nawet serial bardzo dobry. Jest jednak niewątpliwie niezły, ma parę naprawdę porządnych momentów i potrafi od czasu do czasu Widza przyjemnie rozbawić. Jeśli więc nie macie konkretnych planów na spędzenie najbliższych dni, możecie spokojnie przeznaczyć jeden czy dwa wieczory na wspólną modlitwę i jointa z Czarnym Jezusem.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: