Przeznaczenie

Dziwna sprawa z tym całym "Przeznaczeniem". Film wydany został w tym roku, ale czy słyszeliście o nim w jakimkolwiek kinie? Obawiam się, że nie. Oto bowiem produkcja ta pojawiła się oficjalnie w Polsce dopiero z premierą na DVD, która miała miejsce raptem parę tygodni temu. Co ciekawe - jeśli dobrze doczytałem - "Przeznaczenie" nie trafiło też do ogólnego obiegu kin amerykańskich. Film pokazywany był co prawda na paru festiwalach w Stanach, ale jego premiera jest obecnie ustalona dopiero na przyszły rok. 

Przyznać trzeba, że mamy do czynienia z sytuacją intrygującą. Ktoś mógłby jednak powiedzieć: "skoro nigdzie tego filmu nie pokazują, to może jest on zwyczajnie słaby?". Tu jednak znów pojawia się problem. Okazuje się bowiem, iż "Przeznaczenie" znalazło sobie grono zaciekłych fanów, którzy polecają go z ogromnym entuzjazmem wszystkim możliwym ludziom. Przyznam szczerze, że ta sytuacja spowodowała u mnie ogromny wzrost zainteresowania wspomnianym filmem. Postanowiłem więc sprawdzić na własnej skórze, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi.


Po seansie wiem już, o czym jest ten film, choć przyznam szczerze, że początkowo byłem mocno zdezorientowany. Zostajemy bowiem zupełnie nagle i bez przygotowania wrzuceni do świata kolesia podróżującego sobie w czasie tylko po to, by przez kolejne kilkadziesiąt minut słuchać historii innego faceta, który przeszedł operację zmiany płci. I gdy już myślisz, że wszystkie serwisy filmowe zrobiły Cię w konia i tak naprawdę dostajesz coś zupełnie innego niż oczekiwałeś, wszystko zaczyna nabierać sensu.

Zasadniczo więc - "Przeznaczenie" to film o podróżach w czasie. Fajny to temat i tak naprawdę nie poruszany w kinematografii przesadnie często. Pewnie, jest "Back to the Future", w ostatnich latach mieliśmy choćby "Loopera", ale zliczając to wszystko, nie uzbiera nam się lista mogąca dorównać choćby klasycznym filmom sci-fi o strzelaninach w kosmosie. Z jednej strony, dla osoby zakochanej w tej tematyce, jest to rzecz smutna. Z drugiej jednak - przynajmniej się te cholerne wehikuły czasu człekowi nie mają się jak znudzić. 

"Przeznaczenie" jest natomiast filmem próbującym udawać twór mocno w swej dziedzinie nowatorski. Wychodzi mu to nawet nieźle, przynajmniej do czasu aż pojawią się napisy końcowe. Wtedy bowiem podsumowujesz swoje wnioski z ostatniego półtorej godziny i podśpiewujesz sobie: "ale to już było". Dobrze jednak wiesz, że "i nie wróci więcej" się w tym przypadku nie sprawdza, bo branża podróży w czasie to jednak biznes trochę oklepany.


Ogląda się ten film więc zdecydowanie przyjemnie, choć zderzenie z oczekiwaniami było w moim przypadku całkiem mocne. Pewnie, "Przeznaczenie" wciąga, ma kilka fajnych momentów, nieźle zrobione zdjęcia. To całkiem przyjemny film, który można obejrzeć dla relaksu, ale jednocześnie zdecydowanie produkcja niewarta ogromnych zachwytów i wychwalania reżysera pod niebiosa. Sporo jest tu po prostu średniawki.

Typowo kiepską nazwać można jednak jedynie końcówkę. Wygląda ona tak, jakby ktoś powiedział reżyserowi: "ej, słuchaj, dzisiejsza młodzież trochę nie kuma, jak się im wszystkiego nie wytłumaczy łopatologicznie, więc weź to jakoś wszystko ogarnij w jedną kupę". Dostajemy więc w ostatnich minutach projekcji podsumowanie całości, którego nie domyśliłby się chyba tylko idiota.

Hype to w wielu przypadkach zła rzecz i "Przeznaczenie" jest tego dobrym przykładem. Oto bowiem czytacie mój dość krytyczny tekst, który zawiera taką wymianę wad w dużej mierze dlatego, że zapowiadano mi ten film jako zbawienie kinematografii. Do tego natomiast mu zdecydowanie daleko. ALE! "Przeznaczenie" jest w rzeczywistości filmem niezłym. Trochę takim "Looperem", trochę "Die Hardem", trochę jakąkolwiek inną sensacyjką, która w zasadzie każdemu robi dobrze. 

Nie oczekujcie epokowej produkcji, która będzie wymieniana we wszystkich "top filmów roku". Oczekujcie po prostu nie najgorszej rozrywki dla mainstreamowego widza. Tylko tyle albo aż tyle - wybierzcie sobie sami.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

3 komentarze:

  1. Mnie strasznie zdenerwowała końcówka, bo nawet uznając wszystko co pokazane w filmie za możliwe (w sensie całe te podróże itp.) to nie da się urodzić samego siebie. Pętla musiała się jakoś zacząć zapętlać, a tutaj całą postać pojawiła się po prostu z dupy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodałbym na początku Twojego komentarza "SPOILER ALERT", bo nie wiadomo, kto może na Twój wpis zerknąć :)
      Co do uwagi - zgadzam się.

      Usuń
    2. Jakim trzeba być złym człowiekiem, żeby zaspoilerować zakończenie.

      Usuń