Wielka Szóstka

Gdy zobaczyłem trailer "Wielkiej Szóstki" w kinie, uśmiech nie chciał mi zejść z twarzy. Animacja zapowiadała się na śmieszną i pocieszną, a to najlepsza rekomendacja dla disneyowskiego hitu. Nie planowałem jednak pójścia nań do kina. Myślałem sobie: "pewnie kiedyś obejrzę", co zresztą skończyłoby się pewnie podobnie do sytuacji z "Ralphem Demolką", do którego coś ciągle zabrać się nie mogę. Przypadek jednak zdziałał cuda - oto "Wielka Szóstka" trafiła do kin wtedy, gdy nie było w nich w zasadzie niczego ciekawego. Wybrałem się więc dziarskim krokiem na seans, oczekując po prostu niezłej animacji.

Hiro to młody geniusz - ma trzynaście lat, a za sobą skończone liceum i niesamowitą wiedzę na temat technologii. Na skutek kilku wydarzeń, zostaje on pewnego dnia wplątany w mocno śmierdzącą sprawę, której skutki mogą być katastrofalne. Zagadkę Hiro ma zamiar rozwiązać we współpracy z grupką swoich znajomych z Nerdowni - wypełnionego po brzegi najnowocześniejszymi technologami obszaru na miejscowej politechnice. Na potrzeby swej misji razem tworzą oni tytułową Wielką Szóstkę, czyli zgraję nie do końca ogarniętych superbohaterów.

Zdecydowanie najciekawszą postacią z całej animacji jest natomiast niejaki Baymax. To wielki, przytulny robot medyczny, który kojarzyć się może choćby z Ludzikiem Michelin. Baymax jest potulny jak baranek, grubawy jak typowy piwosz, słodki jak najlepsze koty internetów i nieporadny jak największa ciamajda. Już z trailerów bije od niego pozytywna aura wielkiego balona, w którego każde dziecko chciałoby się wtulić i zasnąć na jego wielkim brzuchu.

Natomiast już oglądając sam film, po prostu nie da się go nie polubić od pierwszej sceny, w której się pojawia. Baymax automatycznie wywołał na mojej twarzy wielkiego banana od ucha do ucha i wskoczył na szczyt listy najsłodszych tegorocznych bohaterów filmowych. Zgadza się, przeskoczył on nawet Groota ze "Strażników galaktyki". Jeszcze w kinie ustaliłem sobie nowy priorytet na gwiazdkowy prezent - Baymax w rozmiarze 1:1.


Zresztą cała "Wielka Szóstka" ma niesamowicie fajny klimat. Grupka typowych geeków okazuje się być strzałem w dziesiątkę! Nie ma tu co prawda wielu odwołań wprost do starszego widza, ale zupełnie nie staje się tu to potrzebne. "Wielka Szóstka" jest bowiem swoistym teleporterem do czasów dzieciństwa i pozwala poczuć się choćby na chwilę tak jak Hiro. Starsze studenciaki też są w porządku i właściwie można z nimi się spokojnie w jakiś sposób utożsamiać. Fajna ekipa z tej Wielkiej Szóstki, ot co.

Nie mógłbym sobie odpuścić także zachwytów nad oprawą filmu. Animacja i wygląd bohaterów to w zasadzie taki standard współczesnych tworów tego typu, ale z tłumu niesamowicie całość wyróżniają ujęcia. Naprawdę - niektóre z nich są tak świetne, że zapiera wręcz dech w piersiach. Wiele z nich można by spokojnie wykorzystać w "normalnych" filmach, bo stoją one na aż tak wysokim poziomie. Jest tu nawet jeden moment, podczas którego czułem się, jakbym znów po raz pierwszy widział Buzza Astrala w przestworzach! "Wow effect" jak najbardziej obecny.

Mam nadzieję, że "Wielka Szóstka" okaże się wielkim hitem, bo zdecydowanie się jej to należy. Jak to z animacjami disneyowskimi bywa - jest kilka smutniejszych momentów, ale w zdecydowanej większości ten film po prostu niesamowicie pozytywnie nastraja do świata. Oczywiście, trzeba zaakceptować parę rzeczy, na przykład to, że tak naprawdę 2/3 Wielkiej Szóstki jest tu tylko dodatkiem do głównego duetu oraz fakt pojawienia się kilku sucharów, które zapewne niesamowicie rozbawią dzieciaki, ale Czytelników tego bloga pewnie nie ruszą.

Ale to w końcu maluchy są targetem tego typu animacji. W Stanach pewnie jeszcze liczy się na tych szalonych starych geeków, którzy tego typu stuff lubią, ale w Polsce takie rzeczy są już stricte sygnowane znaczkiem "bajka dla dzieci". No bo kto by pomyślał, że pójdzie na ten film jakiś dwudziestolatek z wywieszonym jęzorem? Przecież on powinien być teraz na jakiejś superprodukcji ze szczelaniem, wybuchami i superszybkimi samochodami!

Jeśli wstydzicie się iść na "Wielką Szóstkę" tak po prostu, bojąc się oblężenia przez dzieciaków, zabierzcie ze sobą kogoś młodszego. Jak macie własnego potomka, jesteście na wygranej pozycji, ale młodsze rodzeństwo czy kuzynostwo też się nada. Każdy pretekst jest dobry, by "Wielką Szóstkę" obejrzeć. Bo kto wie, czy to aby nie najlepsza animacja tego roku.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: