Najgorsze słuchawki w moim życiu

Słuchawki to najprawdopodobniej rzecz, która psuje mi się najczęściej. Przynajmniej, jeśli mówimy o tych dousznych i dokanałowych, służących mi stricte do słuchania muzyki. Słuchawki nauszne, używane przeze mnie szczególnie do grania czy podczas dłuższych podróży, na całe szczęście jakoś się ze mną lubią, bo do tej pory większych problemów z nimi nie miałem. I mam szczerą nadzieję, że tak już pozostanie.

Jestem natomiast kompletnie przyzwyczajony do wymieniania co jakiś czas tych malutkich, upierdliwych słuchawek. Ich zepsucie to dla mnie rzecz oczywista, zawsze co prawda okraszona z mojej strony jękiem bólu i złości, ciągle jednak dość naturalna. Już nawet nie potrafię naliczyć, ile tych cholernych słuchawek w moim życiu miałem.

I błagam - nie mówcie mi, że to wina tego, iż kupowałem jakąś tandetę. Dwa razy zainwestowałem w dokonałówki po dwieście złotych i w najbliższym czasie nie mam ochoty tego błędu powtarzać. Tak zachwalane w sieci a-JAYS padły mi po miesiącu, a popularne w niektórych kręgach słuchawki marki AIAIAI umarły już po jakimś tygodniu.

Po tych dwóch przygodach postanowiłem zrezygnować z wydawania pieniędzy na coś, co zgonuje szybciej niż człowiek o słabej głowie na imprezie. Jakieś pół roku przetrwałem ze standardowymi słuchawkami Apple - pod koniec już ledwo dyszały, ale walczyły do samego końca. Potem za jakieś trzy czy cztery dyszki nabyłem przypadkowe dokonałówki od TDK w Empiku. Umarły w ostatni weekend, po dwóch miesiącach działania. Sprawdzały się zaskakująco dobrze i szczerze zrobiło mi się smutno, gdy jedna ze słuchawek po prostu przestała grać.

Jako że ja bez muzyki przetrwać zbyt długo nie potrafię, dość szybko zmówiłem zdrowaśkę nad świętej pamięci TeDeKami i ruszyłem po zakup kolejnego sprzętu. Trafiłem do Saturna, gdzie wybór nie był może jakiś przeogromny, ale zadowalający. Oczywiście znów polowałem na coś taniego, by zgon takiego sprzętu nie poruszył zbytnio mojego sentymentalnego serducha. I już miałem w łapskach jakieś Philipsy czy inne Panasoniki, gdy nagle przed oczami pojawiło mi się coś niesamowitego.

Poznajcie Freaky Sound - słuchawki za dwanaście złotych. Nie, nie przesłyszeliście się. Sam słyszałem legendy o jeszcze tańszych sprzętach tego typu, ale zawsze omijałem je szerokim łukiem. Jak się jednak domyślacie - tym razem postanowiłem zaryzykować. Pomyślałem: hej, chociaż będę miał ciekawy temat na bloga! Przyznam jednak szczerze - liczyłem, że post ten będzie choć odrobinę bardziej pozytywny.

Nie, nie spodziewałem się po tym sprzęcie cudu. Nie liczyłem na jakość rodem ze słuchawek za parę stów. Właściwie to miałem nadzieję, że wytrzymają ze dwa czy trzy tygodnie, po czym kupię sobie coś choć trochę lepszego. Uśmieszki na ich obudowie podpowiadały: "ej, Majk - nie będzie tak źle, serio!". Było gorzej niż źle.

Już po wyciągnięciu sprzętu z pudełka nabrałem pierwszych obaw. Słuchawki w dotyku wypadały równie dobrze co chińskie podróbki klocków Lego - czyli tragicznie. I choć ja sam często "oceniam książkę po okładce", tym razem postanowiłem jednak dać Freaky Sound szansę. W końcu wydałem na to cholerstwo dychę, więc ciągle trzymałem się kurczowo swojej płonnej nadziei, że ta historia wcale nie skończy się najgorzej.

Gdy jednak ze "słuchawek" popłynęły pierwsze nutki, moja muzyczna dusza zapłakała, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Freaky Sound grają tragicznie. Czasem wokal z muzyką się tu łączą w jedno, a czasem słowa są praktycznie jedyną rzeczą, jaką słychać. Czasem coś trzeszczy w przypadkowym momencie, czasem w środku piosenki słychać coś w rodzaju wybuchu bomby atomowej.

Zadaniem słuchawek zasadniczo jest - tak bardzo potocznie - granie muzyki. Freaky Sound misji tej nie podołały. One muzykę przekształcają czasem w pierdzenie - i naprawdę właśnie o tę czynność mi chodzi. Jakość dźwięku z tego urządzenia jest tak kiepska, że zrani uczucia każdego, kto muzyki słucha. Nie musisz być melomanem, słyszącym różnicę w muzyce puszczanej ze słuchawek za 199,90 od tych za 199,99. I tak będziesz płakał, mając w uszach to grające "coś", nazwane Freaky Sound.

Jeśli więc kiedykolwiek w mieście popsują Ci się słuchawki i będziesz miał w portfelu tylko dwanaście złotych - mam dla Ciebie o wiele lepsze wyjście od nabycia tego szajsu, który postanowiłem przetestować. Kup lepiej ćwiartkę wódki i ją szybko wypij. Będzie to tysiąckrotnie lepsze i bardziej opłacalne od testowania Freaky Sound.

Ledwo wytrzymałem z tym cholerstwem w uszach pół godziny, mam więc szczerą nadzieję, że gdy Wy to czytacie, ja już mogę się cieszyć jakimiś lepszymi słuchawkami. Bardzo możliwe, że to najgorzej wydana dycha w moim życiu. Nigdy więcej.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Prawdopodobnie najgorszy muzyczny widok mego życia.

6 komentarzy:

  1. Polecam pionnery cena kolo 8 dych dobra jakość dźwięku i zaskakująco dluga żywotność

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz kupiłem Philipsy, na razie działają okej.

      Usuń
  2. Podobno słuchawki dokanałowe przyczyniają się do pogorszenia słuchu i lepiej zainwestować w słuchawki nauszne. Może to i lepiej, że tak szybko Tobie padły?
    A mógłbyś polecić mi dobrej jakości słuchawki nauszne? Niebawem zamierzam kupić i za bardzo nie jestem obeznana :) Z góry dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też coś słyszałem o tym pogarszaniu słuchu, ale raczej niezbyt mnie to interesuje. W nausznych zwyczajnie niewygodnie mi jest latać po mieście, a zwyczajne douszne jak dla mnie zbyt słabo izolują od odgłosów z zewnątrz.
      Trudno mi z nausznych coś polecać, bo jakimś znawcą nie jestem, ale pojadę może klasykiem - Sennheiser HD202. Mega popularny model, sam kupiłem swój parę lat temu i chyba ciągle normalnie działa. Jeśli masz więcej kasy do zbycia, to oczywiście masz wtedy o wiele szerszy wybór i możesz patrzeć na takie marki jak AKG czy Beats.

      Usuń
  3. Creative aurvana live cena do 200 a jakoś i wytrzymałość b. dobra. Do tego w necie jest kilka bardzo dobrych for gdzie wszystko co jest potrzebne do wyboru słuchawek jest dokładnie opisane.

    OdpowiedzUsuń