Sputnik Sweetheart

Standardowo, jak to co jakiś czas, sięgnąłem po kolejną z nieprzeczytanych jeszcze do tej pory przeze mnie książek Harukiego Murakamiego. Tym razem wybór padł na "Sputnik Sweetheart" -powieść krótką, toteż dobrą dla odpoczynku pomiędzy dłuższymi tytułami. Przez pewien czas tytuł ten dostępny był w Polsce jedynie w wersji kieszonkowej, dlatego niezmiernie ucieszył mnie fakt, że kilka miesięcy temu postanowiono wznowić standardowe wydanie, które zdecydowanie lepiej komponuje się z moją kolekcją książek Murakamiego.

Opowieść spisana w "Sputniku Sweetheart" w dużej mierze dotyczy niejakiej Sumire, młodej dziewczyny, początkującej pisarki. Zapoznaje ona sporo starszą od niej Miu, która oferuje jej pracę swej prywatnej asystentki. Sumire dość szybko zakochuje się w swojej pracodawczyni, myśląc o niej dniami i nocami, zwierzając się z własnych uczuć wyłącznie jedynemu przyjacielowi.

I to ten ostatni jest tu właściwym narratorem całości. To z jego perspektywy poznajemy losy dwójki bohaterek, z naciskiem na sprawy dotyczące Sumire. Z nią narrator nie tylko bowiem się dobrze zna, ale jest w niej - cóż za zbieg okoliczności - zakochany. Tym samym otrzymujemy swoisty krótki przewód pokarmowy, w którym nikomu nie udaje się swojej ulubionej potrawy upolować.

Jak więc widać, w tym przypadku Murakami wybrał tę bardziej "normalną" z dwóch swoich tematyk. Skierował swój wzrok ku ponownemu rozprawieniu się z problematyką miłości i seksualności, podobnie jak miało to miejsce chociażby w "Norwegian Wood". Oczywiście wszystko to nie jest podane w sposób błahy i przypominający harlekinowe pierdoły, ale bardziej ambitny oraz zastanawiający. Choć mimo wszystko, Murakamiemu nie udało się tu tak pozostać w "normalności", jak we wspomnianym "Norwegian Wood".

Zbiegł bowiem trochę z tej realności zdarzeń, delikatnie zagłębiając się w swój charakterystyczny absurd i metaforyzm. Może niekoniecznie widać to w przypadku samego narratora powieści, ale już żywoty Sumire i Miu skrywają w sobie zdarzenia iście nie z tej ziemi. I choć już w miłosnych rozterkach Murakami dał wyraz swojemu charakterystycznemu podejściu do pisania, przez co wyczuwa się tu jego rękę na kilometr, tak dzięki dorzuceniu tej abstrakcyjnej części, całość nabiera jeszcze bardziej oryginalnego posmaku.

Moim zdaniem, "Sputnikowi" najbliżej jest do "Na południe od granicy, na zachód od słońca". Dość sporo łączy bowiem te tytuły. Przede wszystkim mamy tu zbliżoną mieszankę motywów miłosnych i abstrakcyjnych, ustawioną w miarę podobnych proporcjach. Po drugie zaś - tytuły te łączy długość. Obie są jednymi z tych mniej obszernych powiastek Murakamiego, do których zaliczyć można także choćby "Po zmierzchu".

I podobnie jak te pozostały dwa tytuły, "Sputnik Sweetheart" nadawał się będzie idealnie dla każdego, kto już styczność z twórczością Murakamiego miał. Na rozpoczęcie swej przygody z Japończykiem nie jest to twór idealny, ale dla jego fanów jest to zdecydowany must-read. Jak bowiem powszechnie wiadomo - gdy raz przeczyta się Murakamiego, trzeba już do końca świata drążyć w jego bibliografii. "Sputnik" nie jest wśród jego twórczości niczym nadzwyczajnym, ale czyta się to zdecydowanie przyjemnie. Warto sprawdzić.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

0 komentarze: