Mam dość polskich filmów wojennych

"Miasto 44" miało być hitem nad hitami, pokazem świetności polskiej kinematografii. Tak przynajmniej głosili twórcy filmu i ci, którzy byli tak nim zaślepieni, że zapomnieli, iż taki twór udać się w Polsce nie może. Krytycy płaczą bowiem od lat nad rodzimymi "komediami romantycznymi", jednocześnie jednak wylewając falę łez nad czym innym - produkcjami wojennymi.

Polska kinematografia ma chyba potężny kompleks opowiadania o wojakach sprzed lat. To znaczy, ja rozumiem, że wszyscy chcą upamiętnić zmarłych w obronie ojczyzny. I zapewniam Was - to bardzo dobrze, iż takie myśli chodzą im po głowie. Historii zapominać bowiem nie wolno i od czasu do czasu wspominać ją należy. Szkoda tylko, że u nas robi się to na tak kiepskim poziomie.

Nasze filmy wojenne są tandetne, zrobione "na odwal". Jedyne łzy, jakie spływają z oczu podczas ich oglądania, to łzy śmiechu, gdy na ekranie pojawia się kolejna scena, która bawi swoją marnością. Już od dobrych paru lat rzuca się nam kolejne filmy ze wspomnieniami o drugiej wojnie światowej i powstaniu warszawskim. I pojawiają się one na ekranach kin równie często - a może nawet i częściej - od komedii romantycznych.

Najgorsze jednak, że przyzwolenie na krytykowanie tych ostatnich filmów się pojawiło, tak filmy wojenne często są chronione tą otoczką żalu i cierpienia, której rzekomo przekraczać nie można. Bo przecież te wszystkie produkcje opowiadają o mordowanych Polakach - jak więc można w ogóle wytykać im jakieś wady?! No i potem słyszy się od co poniektórych, że nie dość, iż na takie "Miasto 44" iść trzeba, to na dodatek można jedynie chwalić je pod niebiosa.

A ja przestałem chodzić na te wszystkie produkcje wojenne jak tylko wyszedłem z liceum. W szkołach często wyciągano nas na takie "hity" i szło się na nie z klasą, bo przecież to przyjemniejsze niż siedzenie na lekcjach. I ja naoglądałem się licznych koszmarków, które ciągle mi się ze zgrozą przypominają. Był przerażająco kiepski "Czarny czwartek", była też "1920 Bitwa warszawska" z legendarną sceną, gdzie Natasza Urbańska strzela z mini-guna. I ten właśnie kadr jest jednym z najlepszych podsumowań polskiej kinematografii wojennej.

Swoją drogą - zastanawialiście się kiedyś, czy te wszystkie "filmy patriotyczne" rzeczywiście robione są po to, byśmy pamiętali o naszej historii? Czy naprawdę tak małej ilości osób przychodzi do głowy, że tu może chodzić jak zwykle o pieniądze? Bo przecież nie dość, iż hajs zbija się najlepiej na smutku i cierpieniu, to dodatkowo dochodzi jeszcze widownia najlepsza dla komercyjnych produkcji, czyli wycieczki szkolne.

Nie wierzycie, Moi Drodzy? To podsumować dzisiejszy post pragnę jedną informacją - "Miasto 44" puszczono do kin dopiero we wrześniu, po rozpoczęciu kolejnego roku szkolnego, choć film w pełni gotowy był już od przynajmniej miesiąca, co udowodniło pokazywanie go na Stadionie Narodowym w sierpniu, w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego.

Pomyślcie nad tym, Drodzy Czytelnicy, a ja tymczasem po raz kolejny odpalam sobie zwiastun "Miasta". Za każdym razem śmieję się przy nim wniebogłosy. A przecież nie o to chodzi w przypadku filmów wojennych. Ciągle jednak mam nadzieję, że kiedyś polscy wojacy dostaną równie piękną pamiątkę filmową, co żołnierze amerykańscy. To im się zwyczajnie należy.

Jeśli chcesz być na bieżąco z resztą postów na blogu, polub jego facebookowy fanpage i dołącz do subskrypcji mailowej :)

Moja reakcja na polskie filmy wojenne.
Źródło: Flickr.com

11 komentarzy:

  1. A sam oglądałeś Miasto 44? Ciekaw jestem Twojej opinii i czy ewentualnie zgodziłbyś się z moimi spostrzeżeniami, które znajdziesz pod linkiem poniżej!

    http://kulturaifetysze.blogspot.com/2014/09/recenzja-37-miasto-44.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt dużo negatywnych opinii (potwierdzających moje obawy) się naczytałem, by wybrać się na "Miasto". Jeśli chodzi o polskie produkcje, to mam zamiar wybrać się wkrótce na "Bogów" z Kotem, którzy zapowiadają się naprawdę dobrze.

      Usuń
  2. Serdecznie odradzam i gorąco nie polecam. Koszmarny twór polskiej kinematografii. Wybrałam się na to do kina, bo nadal drzemie we mnie naiwna wiara w "młodych, ambitnych, polskich twórców".
    A przecież co to miała nie być za fenomenalna produkcja! "Czegoś takiego w polskim kinie jeszcze nie było". Nic bardziej mylnego- nasz kraj słynie z wytwarzania tego typu przechwalonych gniotów filmowych, niestety...
    Pozdrawiam :v

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiara w "młodych, ambitnych, polskich twórców" jest uzasadniona, ale nie w związku z filmami wojennymi - niestety. Chociaż, jak tak dłużej pomyśleć, to wychodzi na to, że ostatnio dobre rodzime produkcje zrobili praktycznie jedynie starzy wyjadacze...

      Usuń
  3. A mi się film wyjątkowo podobał. Olałam niektóre sceny, wyparłam je na korzyść tych, które zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. I uważam, że jak na skromny budżet produkcji (biorąc pod uwagę budżety filmów zza oceanu) twórcom udało się odtworzyć tragizm tamtego okresu...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby było więcej takich pozytywnych opinii od osób, którym ufam w kwestii filmów, to może i nawet na "Miasto" bym poszedł. (Nie)stety - jesteś w mniejszości.

      Usuń
  4. Prócz czterech przesadzonych scen był całkiem spoko, nie rozumiem jedynie wypowiadania się na temat czegoś, jeśli się tego nie obejrzało, to tak jakbym po jednym poście stwierdził, że ten blog jest słaby ble i fu nie czytając całej reszty, bądź ponad połowy. Oglądając "Sierpniowe niebo" byłem zawiedziony, że ten film to jedna wielka reklama hemp gru, oczywiście gamonie którzy się z nami zabrali zachwycali się tym filmem bo puścili kilka rapsów. A jeszcze wspomnę o tych +/-20 fpsach. Ale ten film akurat był całkiem fajny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja z kolei nie rozumiem, dlaczego tak wiele osób skupia się w przypadku tego postu wyłącznie na "Mieście". To nie jest przecież post o nim, a o polskich filmach wojennych w ogóle. Piszę wprost, że na "Miasto" do kina nie pójdę, bo dobrze wiem, czego się po nim spodziewać. Tym samym Twoje odniesienie do bloga jest błędne. Powiedzmy, że obejrzałem (dla przykładu) około 15 polskich filmów wojennych. Na ich podstawie nie chcę oglądać następnych. Tym samym w kategorii blogowej wychodzi tu coś w rodzaju: "przeczytałem 15 postów i stwierdzam po nich, że ten blog jest chujowy".

      Usuń
  5. Idąc Twoim tropem rozumowania, nigdy nie ma prawa przytrafić się żaden fajny, polski film wojenny, bo 15 poprzednich było chujowych. To raczej średnie podejście do kinematografii, ale rozumiem że post był napisany nieco szerzej, no offence! / Aueternum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się przytrafić, ale to nie będzie łatwe zadanie. Ja sam bym chętnie zobaczył jakiś naprawdę dobry polski film wojenny, jednak na rodzimego "Szeregowca Ryana" jeszcze pewnie sporo poczekamy.

      Usuń