Zagubieni w Tokio

Zaczynam być już chyba prawdziwym psychofanem książek Marcina Bruczkowskiego. Wystarczyło mi pojedyncze przeczytanie "Bezsenności w Tokio", by po kolejne pozycje od tegoż autora sięgać bez jakichkolwiek wątpliwości. Gdy zauważyłem na wyprzedaży papierową edycję "Radia Yokohama", przytuliłem ją do siebie nim zdążył to zrobić ktokolwiek inny. Gdy natomiast pojawiła się w ubiegłym roku najnowsza pozycja Bruczkowskiego, "Powrót niedoskonały", zgarnąłem ją w dzień premiery. Ostatnio natomiast w moje łapska trafiła kolejna pozycja autorstwa tego fanatyka Japonii - "Zagubieni w Tokio".

Nie wiedziałem do końca, czego mam się spodziewać po tej pozycji. Tytuł przywodził mi na myśl coś w rodzaju romansu, choć wiedziałem po opisie (i podejściu Bruczkowskiego do literatury), że - na szczęście - nie będę musiał walczyć z japońskimi miłostkami na każdej stronie. Fabuła tej powieści jest natomiast o wiele bardziej nietypowa od reszty tworów tegoż autora. Pomimo tego, że i one zbyt typowe nie były.

Śledzimy losy Polaka Michała, pracującego w małym wydawnictwie muzycznym w Tokio. Niby więc japońskim, ale prowadzonym przez cudzoziemca i w dużej mierze z cudzoziemców się składającego. Dni upływają mu tam dość standardowo, do czasu gdy zauważa on zbyt długą, w jego opinii, nieobecność swego współpracownika i przyjaciela zarazem - Jamesa Yoshino. Gdy Michał nie otrzymuje wystarczającej odpowiedzi od szefa, postanawia sam zadbać o sprowadzenie kumpla z powrotem.

Tym samym wplątuje się on w nietypową podróż nie tylko po samym Tokio, ale i innych regionach Japonii. By znaleźć przyjaciela, odwiedza on miejsca całkiem zwyczajne, jak choćby posterunek policji, po takie, których na początku książki Czytelnik zupełnie się nie spodziewa. W międzyczasie przewijają się tu również i inne, typowe dla literatury Bruczkowskiego motywy. Jest więc romans z piękną kobietą, zastanowienie się na polskością w Japonii czy wreszcie zapijanie i obżeranie się w tokijskich knajpach.

I choć fabuła dość mocno skupia uwagę Czytelnika na sobie, tak wciąż pozostaje tu miejsce na to, co fani książek Bruczkowskiego uwielbiają - klimat Kraju Kwitnącej Wiśni. Tutaj jest on gdzieś bardziej obok niż chociażby w "Bezsenności w Tokio", ale wciąż mocno utwierdza się w myślach. Jeśli połączyć to z klasycznym motywem dla polskiego pisarza, czyli luźnym i przystępnym stylem pisarskim, a do tego charakterystycznym humorem, otrzymujemy produkt świecący wręcz idealnym blaskiem.

Czy taki otrzymujemy w istocie? Cóż, nie jest to może twór perfekcyjny, aczkolwiek uważam go zdecydowanie za bardzo dobrą książkę. W moim aktualnym rankingu książek Bruczkowskiego plasuje się ona na drugim miejscu, tuż za niepokonaną "Bezsennością". "Zagubieni w Tokio" to świetna, pełna humoru opowieść z taką ilością niespodziewanych zwrotów akcji, że trudno Czytelnikowi odwrócić choćby na ułamek sekundy wzrok od kartek. Zdecydowanie polecam.

3 komentarze:

  1. od czego zacząć? bezsenność czy zagubieni?

    OdpowiedzUsuń
  2. btw zapraszam do sprawdzenia numeru inspirowanym Tokijskim klimatem https://www.youtube.com/watch?v=RCZwR1lwUIQ

    OdpowiedzUsuń